Rozprawmy się najpierw z tym, co mnie zwiodło i pewnie nie tylko mnie.
Opis wydawcy zaczyna się od: „Nieposkromiona miłość do masła, gastronomiczny challenge między seryjną morderczynią a młodą reporterką i… kilka kilogramów więcej. Kulinarna emancypacja w japońskiej wersji „Milczenia owiec”.”
Czego się spodziewać po przeczytaniu takiej zapowiedzi? Na pewno nie tego, co dostaniemy!
Zgadza się to, że masło jest w tej powieści tematem bardzo ważnym i wręcz metaforycznym. Ten gastronomiczny challenge, to ja bym wzięła w dość pokaźny cudzysłów. Fakt, że nasza domniemana seryjna morderczyni jest w stanie sprawić, że wspomniana młoda reporterka robi coś dla siebie nietypowego, czasem dziwnego, ale nigdy nie ma to nic wspólnego z łamaniem prawa. Chodzi raczej o zjedzenie czegoś, odwiedzenie jakiejś restauracji czy nocne jedzenie ramenu. Kilka kilogramów więcej to też prawda i o tym jeszcze za chwilę. Ale nie ma tu pokręconego umysłu mordercy, nie ma krwi, nie ma obdzierania ze skóry, nie ma typowych thrillerowatych klimatów, ja nawet nie do końca jestem przekonana, czy „Masło” Asako Yuzuki można tak łatwo wepchnąć do szufladki kryminału czy thrillera.
I gdybym miałam ocenić ten tytuł, biorąc pod uwagę opis wydawcy i rzeczywistość, to całość dostałaby 6/10, za rozczarowanie. Ale gdybym tego zwodniczego akapitu nigdy nie zobaczyła albo o nim zapomniała (jak w sumie zrobiłam), to książka nagle okazuje się cudowna i dostaje 9/10.
Odchudzanie to najbardziej bezsensowna, najgłupsza rzecz, jaką mogę sobie wyobrazić.
Manako Kajii, jedna z bohaterek „Masła”
Historia bazuje na prawdziwej osobie – Kanae Kijima, nazywana The Konkatsu Killer jest w tej chwili skazaną morderczynią co najmniej kilku mężczyzn, czekającą na wykonanie kary śmierci. Znana ze swego zamiłowania do jedzenia i gotowania i z tego, że omotani przez nią panowie hojnie ją finansowali, a potem ginęli w dziwnych okolicznościach, które wyglądały jak nieszczęśliwe wypadki lub samobójstwa. W powieści mamy Manako Kajii, ale szkielet całej historii został w zasadzie zachowany. Nasza młoda reporterka Rika Machida chce napisać serię artykułów o Manako, ale wie, że zwrócenie się do niej z taką prośbą skończy się ciszą. Dlatego pyta o przepis na pewne danie. Tego Manako nie zignoruje i zaczyna się przedziwny taniec dwóch kobiet, jedna prowokuje, druga daje się sprowokować. Nasza młodsza bohaterka uczy się, że jedzenie może być czystą, prawie lubieżną przyjemnością, że gotowanie to nie tylko sztuka łączenia składników, to o wiele więcej. Czy ta seria artykułów powstanie? Zdradzę Wam, że powstanie, ale jak tylko ukaże się drukiem, to autorka zafunduje nam taki zwrot akcji, że aż się w głowie zakręci.
I od razu wielkie, bardzo zasłużone brawa dla tłumaczki – Anny Wołcyrz, której udało się zachować maksimum japońskiego klimatu, japońskiego nazewnictwa bez stawiania osoby mało o Japonii i japońskiej kuchni wiedzącej w sytuacji, że nie rozumie tego, co czyta. Jestem jej pracą zachwycona.

A teraz moje bardzo subiektywne wrażenia. Po pierwsze nie zgadzam się z tym, że „Masło” to thriller, kryminał, powieść o zabójczyni i jej ofiarach. „Masło” jest opowieścią o tym, że wpadnięcie w orbitę oddziaływania bardzo silnej osobowości może skutkować tym, że życie drugiej osoby zaczyna się zmieniać. Zaczyna ona próbować nowych rzeczy. Eksperymentować. Odkrywać, że coś, co do tej pory uznawała za nie dla niej, jednak jest czymś, co ją wciąga. I tak, mówimy tu o jedzeniu i gotowaniu i jest tego w tej powieści mnóstwo, całe akapity opisów potraw, smaków, zachwytów nad fakturą, kolorem czy chrupkością. I jeśli ktoś jest wielbicielem japońskiej kuchni, to będzie głodny! Bardzo!
I jeszcze taka dygresja – cały czas się zastanawiałam, czy gdyby ta powieść nie krążyła wokół postaci seryjnej morderczyni, tylko na przykład ekscentrycznej, tajemniczej i trudno dostępnej artystki, o której ktoś chce napisać, bo jej historia jest pełna dziur i niedopowiedzeń i to do niej udaje się dotrzeć dzięki tematowi kuchni i jedzenia, to czy dałoby się utrzymać tą samą atmosferę, opisać podobne tematy. Wydaje mi się, że tak, bez większego problemu. I to kolejny argument za tym, że ten wątek kryminalny, to coś, co jest jednak drugoplanowe, chociaż wcale nie nic nie znaczące.
Kolejna kwestia to bardzo szczegółowo namalowany obraz kobiet i ich roli w japońskiej kulturze dużego miasta i małych miasteczek też. Jest taki fragment, gdzie autorka pisze dosadnie, że kiedy ludzie dowiedzieli się o zbrodniach Manako, to bardziej od potępiania jej czynów potępiali jej tuszę. Gruba! Fuj! I Rika mierzy się z tym samym. Tutaj patrzymy na cały proces zmiany jej ciała i zmiany stosunku ludzi do niej. Przytyłaś, powinnaś schudnąć, zadbaj o siebie, bo inaczej ludzie będą cię gorzej oceniali, będą myśleli, że jesteś leniwa, stracą do ciebie zaufanie, kiedy zobaczą, że o siebie nie dbasz. A ona ważyła tyle, ile powinna ważyć zdrowa osoba jej wzrostu. Odkrywanie, jak Rika poradzi sobie z tą krytyką i swoim nowym, pełniejszym ciałem, zostawię Wam, poczytajcie. Ale jest jeszcze jedna kwestia – kobieta pracująca zawodowo, jej przełożeni, zazwyczaj mężczyźni i pokazywanie na każdym kroku, że mając dwa chromosomy X jest się skazaną na poślednią rolę. Rika jest reporterką, ale ona tylko dostarcza materiałów, a artykuły na ich podstawie piszą wyżsi rangą panowie. Zagadnijcie, czy jej nazwisko chociaż pojawia się wtedy w stopce redakcyjnej? A figa! Nie pojawia się! Czytanie o kulturze pracy, życia i relacji damsko-męskich w wersji japońskiej jest fascynujące i frustrujące.

A wątek kryminalny? Rika i jej przyjaciele próbują dojść do prawdy, czy Manako zabiła, czy skłoniła do samobójstwa, a może jest niewinna? Odwiedzają miejsca z nią związane, poznają ludzi, którzy znali ją przed laty, którzy spotkali się z nią już w Tokio. Czy odkryją prawdę? Nie powiem. Ale za to podpowiem Wam, że z wielką fascynacją śledziłam to, jak inaczej o danym miejscu, człowieku lub momencie opowiadała Manako, a jak zupełnie inaczej pamiętali ją, sytuację lub czas inni uczestnicy tego samego zdarzenia. Świadoma manipulacja czy tak silne zakłamanie rzeczywistości, że aż zaczyna się wierzyć w to, co się sobie i innym wmawia? Osoby zainteresowane psychologią będą czuły się podczas czytania tej książki jak dzieci w bardzo atrakcyjnej piaskownicy. I tak, kwestie kulturowe utrudniają interpretację pewnych zachowań i relacji, ale z drugiej strony robi się dzięki temu ciekawiej.
Czy uważam, że Asako Yuzuki napisała wybitną powieść, po którą trzeba koniecznie sięgnąć? „Trzeba” i „koniecznie” w moim czytelniczym świecie nie istnieją! Ale jeśli ktoś lubi „japońszczyznę” i czytając japońskich autorów, wpada w zachwyty, to na pewno „Masło” może się znaleźć w orbicie jego zainteresowań. Czy zasugerowałabym tą powieść jako pierwszą, dla osoby, która wcześniej z japońskimi autorami nie miała do czynienia? Nie. Jest tak japońska, że może przytłoczyć. Zasugerowałabym raczej coś lżejszego, ale „Masło” na pewno mogłoby wtedy poczekać na swoją kolej.
P.S.: Paradoksem jest to, że u nas w domu w zasadzie nie jada się masła (używamy go tylko do wypieków i jeśli jakiś przepis wyraźnie wskazuje, że masło i tylko masło, żadnej oliwy z oliwek jako zamiennika). Do tego ja nie przepadam za maślanym smakiem. Dlatego czytanie tych poematów prozą na temat masła otulającego ziarenka ryżu na mnie nie działało. Miałam ochotę powarczeć, że może by tak bohaterki przestały łaskawie psuć tym tłuszczem genialny smak dobrze ugotowanego ryżu. Gdzieś od połowy powieści nawet zaczęła mnie ta moja nieczułość na maślane ody bawić.
Aga
Powyższy tekst nie jest efektem współpracy reklamowej. Jest opinią własną, subiektywną i żaden przelew nie miał na nią wpływu.
Zdjęcia użyte w tym wpisie są naszego autorstwa, a grafiki powstały przy pomocy narzędzi AI.