Znasz LitRPG? Jeśli nie, to nic nie szkodzi – ja też nie miałem bladego pojęcia, że coś takiego istnieje, dopóki w moje ręce nie trafiła „Droga Szamana” Wasilija Machanienki. I nagle odkryłem nowy świat: literaturę, która łączy w sobie to, co kocham w książkach i to, co daje mi najwięcej frajdy w grach. Wyobraź sobie powieść, w której bohaterowie zdobywają poziomy, rozwijają umiejętności, a każda ich decyzja potrafi zmienić bieg wydarzeń. To trochę tak, jakby rozsiąść się wygodnie z książką w dłoni, a jednocześnie poczuć ekscytację z dobrze zaprojektowanej gry. Takie dwa w jednym, które naprawdę działa.
LitRPG to stosunkowo młody gatunek, ale na świecie zdobywa rzesze fanów, szczególnie w Rosji, Stanach i Azji. W Polsce dopiero rozwija skrzydła, ale kiedy już dasz mu szansę, bardzo szybko zrozumiesz, dlaczego tak bardzo wciąga.
Wyobraź sobie powieść, w której bohaterowie widzą swoje statystyki, zdobywają punkty doświadczenia i awansują na kolejne poziomy. Brzmi jak gra komputerowa? Owszem – i dokładnie na tym polega LitRPG, literatura, która udowadnia, że czytać można tak, jakby się grało.
Żeby jednak dobrze wyjaśnić, czym LitRPG właściwie jest, warto na chwilę przyjrzeć się temu, czym LitRPG nie jest. To nie książka paragrafowa, gdzie czytelnik sam podejmuje decyzje, co ma się dziać dalej, z kim porozmawiać, kogo pożegnać, czyli wybiera numerowane ścieżki i decyduje o dalszym przebiegu fabuły. To nie jest też zwykła historia osadzona w wirtualnym świecie, jak w świetnym „Ready Player One”. W LitRPG czytelnik o niczym nie decyduje, ale sama konstrukcja opowieści przypomina grę: bohaterowie widzą swoje statystyki, zdobywają punkty, rozwijają postacie. Czytając, masz wrażenie, jakbyś patrzył na ekran gry – tylko że całość rozgrywa się w Twojej wyobraźni.

Czy w takim razie trzeba być graczem, żeby się tym zachwycić? Absolutnie nie. Dowód? Aga. Od dwóch dekad jej jedynym „gamingowym” doświadczeniem jest Tetris, a jednak kiedy skończyła pierwszy tom „Drogi Szamana”, stwierdziła bez wahania: bierzemy angielskie audiobooki całej serii! Polskie wydania były co prawda zapowiedziane, ale kto miałby cierpliwość czekać, skoro wszystko było już dostępne po angielsku? Siedem tomów później mogę tylko powiedzieć: trudno się od tego oderwać i nie ma znaczenia, czy jest się graczem czy nie, jeśli historia jest po prostu dobra.
Niestety, na naszym rynku wybór LitRPG wciąż jest bardzo ograniczony. Mamy dwie serie Machanienki – wspomnianą „Drogę Szamana” i „Świat Przeistoczonych” – oraz rozpoczętą niedawno serię Dana Sugralinowa „Level Up”. Pierwszy tom, „Re-start”, ukazał się nakładem wydawnictwa Insignis – podobnie jak książki Machanienki – i pokazuje nieco inne spojrzenie na gatunek. Akcja dzieje się w naszym świecie, ale główny bohater nagle zaczyna widzieć własne życie jak… interfejs gry. Statystyki? Cztery punkty zręczności, sześć siły, trzy wytrzymałości – i to wszystko wygląda dość blado, kiedy porównać ze „średnią”. Brzmi znajomo? Tak, bo każdy z nas czasem myśli o sobie w kategoriach „leveli” – tu brakuje siły, tam trzeba podnieść wytrzymałość, zyskać trochę charyzmy i na bank zwiększyć zasoby monet. Ta książka bawi się tym motywem, a jednocześnie udowadnia, że LitRPG ma ogromny potencjał na opowiadanie bardzo różnych historii.

Tu dochodzimy do kwestii, która może budzić wątpliwości. Niedawno na Intensywni.pl pisaliśmy o moralnym dylemacie czytania rosyjskich autorów. LitRPG w dużej mierze tworzą właśnie oni, więc każdy czytelnik musi sam zdecydować, czy chce po nie sięgać. Mogę tylko dodać, że ani Machanienko, ani Sugralinow nie wypowiadali się publicznie pochlebnie o rosyjskiej agresji na Ukrainę ani o panu P. (wiadomo, o kogo chodzi). A sam Sugralinow niby określany jest jako autor rosyjski, ale urodził się w Kazachstanie, do niego się obecnie przyznaje i od lat mieszka z rodziną w Kalifornii i prowadzi tam zupełnie inne życie.
I wreszcie – dobra wiadomość. Pojawia się polska jaskółka w tym gatunku. „Trzecia Brama” debiut Tomasza Kwaśniaka (IG: @book_trophy) będzie miała premierę 10 września i nie mam wątpliwości, że będę chciał ją przeczytać od razu. Skoro jeszcze nie mogę podzielić się własnymi wrażeniami, zacytuję teraz tylko opis wydawcy:

„Robert nigdy nie liczył na cud. Życie nauczyło go jednego — przetrwać do jutra, nie oczekując niczego więcej. Jego jedyną ucieczką były wirtualne światy gier. Aż pewnego dnia postanowił, że czas odmienić swój los. Nie zdążył. Wypadek zabrał mu szansę… i wrzucił go prosto w serce wirtualnego MMORPG. Nowy Świat ma własne prawa i własną definicję życia. Gracze z całego globu wybierają frakcje, tworzą gildie i walczą o wpływy na nieznanej wyspie, gdzie każdy poziom, każda umiejętność i każda decyzja mogą zadecydować o przeżyciu. Bo dobra gra potrafi wciągnąć, ale ta… nie pozwala się wylogować.”
Brzmi jak coś, co może rozgrzać serca nie tylko fanów gier, ale i czytelników szukających nowej, świeżej przygody.
I tu mam do Was prośbę. Jeśli znacie inne świetne LitRPG – także te dostępne tylko po angielsku – albo powieści, które dzieją się w wirtualnych światach, koniecznie podrzućcie je w komentarzach. Ja już wiem, że dla mnie to gatunek idealny: książki, które czyta się jak grę i gry, które trwają nawet wtedy, gdy odkładam pada.
Andrzej
Powyższy tekst nie jest efektem współpracy reklamowej. Jest opinią własną, subiektywną i żaden przelew nie miał na nią wpływu.
Grafiki używane w tym wpisie powstały przy pomocy narzędzi AI.