Jest spore prawdopodobieństwo, że gdyby sprawdzić, jakie zdanie pojawiało się na kartach powieści „Kobiety” Kristin Hannah najczęściej, to „W Wietnamie nie było kobiet!” znalazłoby się na pierwszym miejscu. Ale kobiety w Wietnamie były i wcale nie w chronionych miejscach, z dala od linii frontu, spokojne i bezpieczne.
Zacznijmy od tego, że Hannah od wielu lat nosiła się z zamiarem napisania powieści, która byłaby hołdem dla kobiet, które brały udział w działaniach wojennych w Wietnamie. Kobiet, które były tam wysyłane jako personel pomocniczy, ale to oznaczało również pielęgniarki, które trafiały do pracy do szpitali, które były dosłownie zalewane ofiarami walk, zarówno amerykańskimi żołnierzami, jak i Wietnamczykami. Problem w tym, że amerykański rząd długo nie chciał przyznać, że te kobiety to takie same weteranki, z takimi samymi problemami i traumami jak żołnierze, którzy wracali po wojnie do domu. Wmawiano, że one nie były na linii frontu, nie strzelały, nie walczyły. I to prawda, ale były na pierwszej linii walki o życie innych. Jeśli dodać do tego ogólną atmosferę w Stanach Zjednoczonych, dla których ta wojna była przegrana na wielu poziomach, a wracający stamtąd byli długo oceniani jako mordercy, jako ślepo wykonujący rozkazy dowództwa, które prowadziły do masakry za masakrą, to można się domyślić, że nie był to spokojny powrót do codzienności. To była dalsza walka, z traumą, ze stresem pourazowym, opiniami innych i ciągłe udowadnianie, że prawda wyglądała inaczej. To właśnie tę historię chciała opowiedzieć Hannah i zrobiła to świetnie.
Wszystko przez bardzo rozbieżne opinie o twórczości autorki. Spowodowały, że sama chciałam sprawdzić, jak mi się czyta panią Hannah i jestem miło zaskoczona.
Młodą Frankie McGrath poznajemy dokładnie w chwili, kiedy jej starszy brat żegna się z rodziną i znajomymi, żeby wyjechać na misję do Wietnamu. Według rodziny, Frankie ma inne zadania – małżeństwo, dzieci, bycie przykładną żoną, ale ona sama ma inny pomysł na najbliższą przyszłość. Zapisuje się na szkolenie i dość szybko trafia do Wietnamu jako pielęgniarka. Kobieta w latach ’60, w pończochach, na obcasach i w wąskiej regulaminowej spódnicy znajduje się nagle w rzeczywistości, która nie przypomina niczego, co zna i od pierwszych godzin wydaje się niebezpieczna, bo ostrzał może trafić wszystko, wszystkich i w każdej chwili. Na szczęście dwie inne pielęgniarki szybko biorą ją pod swoje skrzydła i uczą, co można, czego nie można i przede wszystkim, jak nie zwariować, jak przeżyć. Frankie przetrwa dwie tury, pracując w wietnamskich szpitalach ewakuacyjnych i polowych, ale po powrocie do domu okaże się, że walka trwa dalej. Walka o prawdę, o głośne powiedzenie tego, że kobiety były w Wietnamie, były tam na pierwszej linii walk, dzięki nim przeżyły tysiące żołnierzy i Wietnamczyków. Ale to walka z wiatrakami, bo społeczeństwo potępia działania wojenne, rodziny nie chcą o tym rozmawiać i wręcz wstydzą się tego, co robiły ich córki i żony, państwo nie zauważa problemu i nie udziela wsparcia. Czy Frankie poradzi sobie z tym, co ją spotyka? Czy społeczeństwo nauczy się patrzeć na to, co działo się w Wietnamie w sposób bardziej obiektywny i zauważając to, że ofiarami tej wojny byli też amerykańscy żołnierze wysyłani tam bez odpowiedniego szkolenia i wyposażenia, ale zobowiązani do wykonywania rozkazów? W końcu czy rodziny zaczną udzielać wsparcia tak, żeby rzeczywiście pomagać, a nie ukrywać prawdę?

Wielkim plusem jest w mojej opinii sposób opowieści o tych zdarzeniach i przeżyciach. Bez przesadnego dramatyzmu, ale dosadnie, ze szczegółami, po to by wzmacniać emocje w czytającym, pozwolić mu poczuć to, co czuli bohaterowie i bohaterki tej powieści. Tak, nie brakuje tu scen pełnych krwi, opisów operacji wykonywanych pod ostrzałem, opowieści o emocjach, które dosłownie zalewały bohaterki, ale wszystko to wydaje się wyważone, nieprzesadne, celowe. Hannah dobrze wykorzystała rozmowy z osobami, które wojnę w Wietnamie przeżyły oraz informacje, jakie zebrała w czasie przygotowywania się do pisania tej powieści, między innymi czytając pamiętniki pielęgniarek i personelu pomocniczego.

Powieść „Kobiety” była naszą książką razemczytaną. Wszystkie materiały Razemczytania są cały czas dostępne we wpisie na stronie
Jeśli masz ochotę na przeczytanej tej historii razem z nami, to możesz to zrobić w dowolnej chwili, korzystając z tych materiałów, dyskutując w komentarzach i dodając swoje opinie we wpisach na Instagramie. Zacznij w dowolnej chwili. Baw się dobrze!
Aga
Powyższy tekst nie jest efektem współpracy reklamowej. Jest opinią własną, subiektywną i żaden przelew nie miał na nią wpływu.
Grafiki używane w tym wpisie powstały przy pomocy narzędzi AI.

Agnieszka
10 września, 2025To moja druga książka autorki i zdecydowanie bardziej utkwiła mi w głowie niż „Gdzie poniesie wiatr”. Na pewno będę polecać znajomym. Dałam 4,5/5 ☆ . Polubiłam bohaterkę, współczułam jej, cieszyłam się z nią, miałam ochotę, czasami, ją potrząsnąć. Z drugiej strony wiedziałam, że w tamtych czasach było inaczej. Uwielbiam książki wojenne, nie ważne czy to literatura faktu,czy też obyczaj z wątkiem wojennym. Zaraz po „Kobietach” pochłonęłam „Króliki Pana Boga” Grzegorza Kozery,a teraz słucham „Gambit” Macieja Siembieda, gdzie historia też jest w czasach wojennych. Mam sentyment do takich książek i nie zawsze jestem obiektywna. Jaka będzie książka w drugiej edycji „Razemczytania”?
intensywni
10 września, 2025To miałyśmy podobnie, bo ja się z Frankie też zżyłam i przeżywałam jej historię jakoś tak wyjątkowo.
A przy okazji, chętnie poznam opinię o „Gambicie”, jakie wrażenia.
A co do kolejnego Razemczytania… jest pewien szatański plan, ale jeszcze nie jestem pewna, więc proszę o chwilę cierpliwości.
pozdrawiam Aga
Agnieszka
11 września, 2025Jak tylko skończę „Gambit” to dam znać. Zaczęłam ją słuchać po przeczytaniu „27 śmierci Toby’ego Obeda”, która mnie emocjonalnie zmiotła, więc potrzebowałam coś lekkiego. Nie wiem czy czytałaś „27 śmierci Toby’ego Obeda” ale we mnie wywołała złość, niedowierzanie, wzruszenie i mocno postawiła na ziemi. To pierwszy mój reportaż, który chciałam przeczytać na raz ale wiele scen, powodowało, że musiałam odłożyć i ochłonąć. Bo ja nie rozumiem,jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak bardzo krzywdzić dzieci. Polecam
intensywni
11 września, 2025„27 śmierci” to książka o której słyszałam, ale wiem, że jest dla mnie za mocna w tej chwili (i od dłuższego czasu w sumie), więc mam ją na liście książek do przeczytania, jak będę w odpowiedniej formie. Akurat reportaże potrafią mną potwornie wstrząsnąć, bo przy powieściach, to sobie mówię „fikcja” i jest ok, ale przy opisach rzeczywistości to już inaczej i bywa, że świadomie nie sięgam po coś, żeby się nie wpędzić w dziwne stany.
pozdrawiam Aga
Agnieszka
13 września, 2025Rozumiem. Nawet jak stwierdzisz,że jesteś gotowa to i tak odczekaj jeszcze chwilę. Wczoraj skończyłam słuchać „Gambit”. Dałam audiobookowi 3,5 na 5. Mam w planach jeszcze kupić papier i wtedy może podniosę do 4. Książka ma wielki potencjał. Te wszystkie intrygi, psychologiczne podejście było wciągające. W książce non stop się dzieje. Niestety w audio miałam ten problem, że często musiałam nad czymś innym się skupić, a w „Gambit” tyle się wydarzyło, że nie wiedziałam o co chodzi. Na początku mi się nudziło i już myślałam, że to będzie taka przeciętna książka. Jednak w pewnym momencie tak się wkręciłam,że nie wiem kiedy to minęło i mam mało. Teraz żałuję,że nie kupiłam od razu w papierze. Trudno, myślę, że w przyszłym miesiącu sięgnę po fizyczną książkę. Czytałaś?
intensywni
13 września, 2025Nie, nie czytałam, ale o autorze słyszę same zachwyty, stąd pytanie. I fakt, audiobooki są o tyle niebezpieczne, że jeśli się ich słucha w czasie robienia czegoś, to łatwo się rozproszyć. Dlatego ja zazwyczaj ma dwa audiobooki, taki lekki (jakiś romans albo lekki kryminał z epoki) do pracy, sprzątania itp. I drugi do dziergania, tkania i przędzenia, gdzie nic mnie nie odrywa i tam już zazwyczaj coś, co wymaga uwagi.
pozdrawiam Aga
Pimposhka
11 września, 2025Dziękuję za polecenie też książki. Obecnie czytam Cztery tygodnie w Japonii czekając na piątą część Czwartkowego Klubu Zbrodni. Bardzo podobało mi się razemczytanie. Mam tylko jedną prośbę. Kiedy wszystko jest w jednym wpisie, rolka mi się nie aktualizuje więc musze wracać i sprawdzać, czy jest już następna część. Nie wiem czy dałoby się inaczej bo rozumiem, że wolisz wszystko trzymać w jednym miejscu.
intensywni
11 września, 2025Ha! To jest kwestia, o której rozmyślałam długo przed początkiem Razemczytania. Wszystko w jednym miejscu i widoczne chronologicznie ma wielki sens i chroni przed zobaczeniem czegoś, czego się za wcześnie zobaczyć nie powinno.
Rozwiązaniem w tym Razemczytaniu były informacje w kanale Razemczytania na Instagramie, każda nowa część wpisu była tam anonsowana, więc to jest jakieś rozwiązanie dla Ciebie, jeśli przy tym Razemczytaniu z niego nie korzystałaś.
Ale przy kolejnym na początku wpisu można ewentualnie zrobić coś na kształt spisu treści, to wtedy będzie kilka linijek do przejrzenia i sprawdzenia, czy pojawiła się nowa data i nowy tytuł kolejnej części i czy jest sens lecieć na sam dół. Będzie ok?
I dzięki za opinię, bo już widzę, że kolejne Razemczytanie jest raczej pewne : )))), więc warto poprawić to, co nie zagrało w tym, a co się poprawić da.
I przy okazji, dzięki za postawienie kawy! Doceniamy bardzo, Andrzej już szykuje maila z podziękowaniem i jak zwykle jakąś słodką grafiką w prezencie i chyba nawet już go wysłał.
pozdrawiam Aga
Pimposhka
11 września, 2025Dzięki! 🙂 Kawka jak najbardziej zasłużona. A z Instagrama wymiksowałam się jakiś czas temu, więc niestety to nie jest opcja dla mnie. Będę wyglądać następnego razemczytania.
intensywni
11 września, 2025Ten spis treści z tytułami i datami powinien rozwiązać problem na przyszłość – wystarczy rzucić okiem i będzie wiadomo po datach, czy jest coś nowego.
pozdrawiam Aga