Dora Wilk wróciła! Już dawno w książkowym świecie nic nie ucieszyło mnie tak bardzo, jak informacja, że Jadowska wydaje kolejny tom opowieści o Dorze Wilk. Nie tylko wydaje, ale jeszcze zapowiada, że się jej troszkę historia rozrosła, więc z założenia została zaplanowana jako trylogia. Dla mnie może być nawet heksalogia, biorę wszystko!
Podsumowanie – Universum Thornu, Trójprzymierza oraz Warsa i Sawy już dawno zostało moim ukochanym. I nie dlatego, że jest idyllicznie idealne, ale dlatego, że są w nim ludzie i nieludzie, którzy zrobią wszystko, by było sprawiedliwym i bezpiecznym dla każdego, nawet tego, kto nie pasuje do foremki.
Szybkie podsumowanie fabuły, oczywiście bez zdradzania niczego kluczowego. Do drzwi Dory w kamienicy w Thornie zapukamy w chwili, kiedy jej życie wydaje się z jednej strony stawać na głowie, a z drugiej układać. W końcu. Miron wrócił z Piekła i wraz z nim pojawiła się Salomea, czyli mała żywiołaczka ognia, uratowana z rąk absolutnego psychopaty. A wraz z Salcią pojawiły się jej senne koszmary. A czy salamandra radzi sobie z traumą? Średnio. Małe pożary i podpalenia są na porządku nocnym i trzeba mieć zapas gaśnic. Jednak nie tylko to zaczyna niepokoić Dorę, bo ma wrażenie, że wyczuwa zbliżającą się apokalipsę. Sama śni dziwne sny i ma przeczucie, że to zapowiedź, że spokój jest tylko pozorny. I ma rację, bo ktoś już biegnie w jej kierunku i szybko okaże się, że jej wilcza natura zostanie wystawiona na wielką próbę (gdyby ktoś pytał, czy pojawi się Fanny… pra-pra-po wielokroć pra-babcia będzie, owszem i to jak zwykle z przytupem). Gdyby tego było mało, to w samym Thornie ktoś zabił niewinną starszą panią… Ktoś lub coś, bo wygląda to na atak bestii. A w ramach wisienki na torcie Roman w końcu popycha do przodu sprawę budowy komisariatu w Thornie i jak to on, jest w swoim żywiole, bo nieruchomości, remonty, plany architektoniczne… A Dora nie ma na to ani czasu, ani chęci, ale przecież nie można obrazić rozentuzjazmowanego Księcia Wampirów. Czyli jak zwykle dzieje się dużo, szybko, intensywnie i z emocjami. Ponad 500 stron radości czytelniczej.

Jeśli ktoś nie czytał wcześniej książek Jadowskiej, to odpowiem na częste pytanie – czy można sięgnąć po najnowszy tom, nie znając poprzednich. Odpowiedź brzmi, można, ale… Sama Jadowska stara się tak pisać, żeby tłumaczyć pewne wątki i opowiadać o bohaterach, ale robi to nienachalnie. Dlatego można sobie poczytać „Wilka z lasu” jako samodzielną książkę i zapewne nawet czytający będzie się nieźle bawił, ale straci jakieś 50% przyjemności, bo nie złapie zależności, odniesień do dawnych historii i tych wewnętrznych żarcików, które zrozumie ten, kto w Thornie zakochany po uszy. Ja bym sobie nie zabierała radochy i jednak przeczytała całą serię głównych powieści od początku. Zresztą ostatnio w książkach Jadowskiej pojawił się cudowny wykres z osią czasu obejmującą powieści i opowiadania. I jest tego… dużo! Ale opowiadania to dodatek, można pominąć.

I teraz będzie bardziej osobiście, bo mnie naszło na refleksje po przeczytaniu tego tomu. Spokojnie, nie będzie „spoilerów”. Świat wykreowany przez Jadowską nie jest idealny. Jest pełen przemocy, złych ludzi lub istot mało ludzkich. Połowa bohaterów ma jakieś traumy, złe doświadczenia, wspomnienia, które najchętniej zakopaliby głęboko. A jednak przynajmniej ja mam poczucie, że spokojnie bym się do Thornu przeniosła (ewentualnie do Trójprzymierza, bo Wars i Sawa to jednak zbyt niestabilna przestrzeń). Dlaczego, skoro tam tak nieidyllicznie? Bo świat jest, jaki jest (zupełnie jak nasz, rzeczywisty), ale w tych powieściach są bohaterowie, którzy w tym świecie zachowują kręgosłup moralny, dbają o innych, kochają bezwarunkowo i mają wiadra empatii zachomikowane na każdą okazję. To postacie tworzą tą atmosferę, od której nie bardzo chcę się odrywać, kiedy mi się kończy kolejna powieść i za którą tak potwornie tęsknię, czekając na następny tom. A Jadowska nie ucieka przed bardzo rzeczywistymi i przyziemnymi tematami. W jej powieściach fantasy mamy walenie z prawego sierpowego w tak potężne i poważne tematy jak akceptacja odmienności (dowolnie rozumianej), przemoc domowa, homofobia, dyskryminacja ze względu na rasę (też magicznie postrzeganą, ale jednak), pozbawianie wolności i decyzyjności, walka o prawa tych słabszych i niezauważanych, sprzeciw wobec zaniedbywania i maltretowania dzieci i można tak wymieniać jeszcze długo. Ale jak się czyta, że owszem, kogoś spotkało coś złego, ale ktoś jednak stanął w jego obronie, zaplanował zemstę i to czasem bardzo współmierną do przewinień, to robi się lepiej i zaczyna się wierzyć, że może w tym realnym świecie też by tak można…
Aga
Powyższy tekst nie jest efektem współpracy reklamowej. Jest opinią własną, subiektywną i żaden przelew nie miał na nią wpływu.
Zdjęcia użyte w tym wpisie są naszego autorstwa, a grafiki powstały przy pomocy narzędzi AI.