Od kilku lat w grudniu czytam coś świątecznego, zazwyczaj klasykę, chociaż nie tylko, bo z wielką radością zwrócę Waszą uwagę na „Śnieżną siostrę” Mai Lunde z ilustracjami Lisy Aisato, którą czytałam kilka lat temu. To jest zaskakująco nostalgiczna, momentami smutna opowieść, która jednak skończy się ciepło i dobrze, obiecuję. Za to jest piękna, i w warstwie języka (tu ukłony dla Mileny Skoczko – Nakielskiej za tłumaczenie), i w warstwie treści, i graficznie (Lisa Aisato jest mistrzynią ilustracji, które niosą taki ładunek emocji, że aż trudno uwierzyć, że aż tyle może zmieścić „płaski rysunek”).

Radość z czytania pięknych wydań z kolorowymi brzegami wcale nie jest większa niż z trzymania w rękach starego wydania z pożółkłymi stronami.

Rok temu czytałam „Dziadka do orzechów” opowiadanie E.T.A. Hoffmanna, ale nie tylko, bo przed świętami zrobiłam sobie prezent z najnowszego wydania „Opowieści wigilijnej” Dickensa. Powód? Dwa powody. Ilustracje stworzyła… Lisa Aisato, czyli już wiecie, że ja wpadam w zachwyt. A do tego było to nowe tłumaczenie przygotowane przez bardzo przeze mnie lubianego Jacka Dehnela. Twarda oprawa, piękne grafiki, język jak z bajki i Dickens w najbardziej znanej odsłonie.

A w tym roku? W tym roku znowu był Dickens, tym razem może nie do końca opowieść o świątecznym czasie, ale jedno z jego opowiadań tworzonych w latach 1843-1848, które sam autor określał jako „gwiazdkowe” – „Świerszcz za kominem”, czyli opowieść o domu, cieple, miłości, trosce i dobroci. Żadne nowe wydanie, żadne kolorowe brzegi. Wydanie z 1958 roku, jeden z tomów dzieł wszystkich autora przygotowanych przez Wydawnictwo Czytelnik. Tłumaczką była Krystyna Tarnowska (postać, która sama zasługuje na opowieść o jej życiu), a Ilustracje pochodzą z pierwszych wydań angielskich i nieco pompatycznie opisano je jako: „Landseer, Maclise, Leech, Tenniel, Stanfield, Stone i inni” i są piękne! I tak, Dickens jest melodramatyczny, sentymentalny, używa takiego języka, jakiego używa, jego bohaterowie bywają schematyczni, ale co z tego! Może właśnie tego czasami nam potrzeba, żeby było wiadomo, że dobro zwycięży, czarny charakter się nawróci, a wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie i siedzieli w cieple kominka w zimowe wieczory.

I wiecie, co sobie pomyślałam? Że te pożółkłe strony stworzyły większy „klimat” niż najbardziej „wypasione” współczesne wydanie. Tym bardziej, że akurat te wydania Dickensa pochodzą z biblioteki dziadka Andrzeja i jakoś tak miło się człowiekowi robi na sercu, że oto następne pokolenie cieszą te same opowiadania i zachwycają te same ilustracje.

A jakie świąteczne powieści, klasyczne lub nie Wy czytujecie i może wracacie do nich co jakiś czas w te grudniowe wieczory?

Aga

Jeśli doceniasz to, co robimy i chcesz pomóc nam tworzyć więcej takich treści, postaw nam wirtualną kawę.

To drobny gest, który daje nam wielką motywację. Dzięki!

Co o tym sądzisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Brak komentarzy jak do tej pory :(