Czytujecie baśnie? Ja tak. Może niezbyt często, ale regularnie zdarza mi się sięgać po coś, co jest baśniowo-bajkowe, ale zazwyczaj mocno nietypowe. Przykład? „Bajki czeskie” Jana Drdy.
Drda znany jest w Polsce przede wszystkim z genialnego, śmieszącego do dzisiaj spektaklu Teatru Telewizji „Igraszki z diabłem” oraz z „Zapomnianego diabła”. Na tym się wychowałam jako dziecko. Sceny z „Igraszek” wywoływały (i do dzisiaj wywołują) szczery śmiech. Teksty o muchach, co bżdżą w piekle weszły do domowego słownika powiedzonek i zostały na zawsze. Drda nauczył mnie, że bajki nie muszą być poważne i moralizatorskie, że mogą być radosne, śmieszne, a morał się przemyca.
Nazwisko? Drda. Aaaaa, to pan jest od „Igraszek z diabłem” i „Zapomnianego diabła”. Taaaaak, ale nie tylko.
Przy czym sam Drda już taką radosną postacią nie jest. W historii czechosłowackiej literatury zapisał się na zawsze i jest ceniony jako twórca, ale na jego honorze było kilka plam, których żaden wybielacz nie usunie do końca. Był członkiem partii komunistycznej (co samo w sobie jeszcze nie jest grzechem śmiertelnym, bo wtedy bywało to warunkiem przeżycia), ale nie pozostawał cichą i bierną jednostką. O, nie. Akceptował awanse na polityczne stanowiska, był posłem do Zgromadzenia Narodowego. Ale chyba najcięższe oskarżenia wytoczono przeciwko niemu za rolę, jaką odegrał w Związku Pisarzy, gdzie jako przewodniczący był odpowiedzialny za naciski i usuwanie pisarzy ze związku, a to prowadziło do represji wobec nich. A powodem oczywiście było niesprzyjanie władzy, ale też katolickie inklinacje kolegów. Dopiero pod koniec życia nieco Drdę otrzeźwiło i zmienił zdanie, potępiając inwazję wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, wspierając zmiany i surowiej oceniając komunistyczne władze. Władze mu się odwdzięczyły w sposób oczywisty – usunęły go z życia publicznego, a jego książki trafiły na listy cenzury i wycofano je z bibliotek. Drda miał zniknąć. Mówi się nawet, że jego śmierć pod koniec 1970 roku była skutkiem tych działań, że przeżył to ogromnie i podupadł na zdrowiu.

Od razu jednak napiszę to, co zawsze sobie myślę, kiedy czytam historie ludzi z tamtego okresu – tu nie ma czerni i bieli, ocenianie tamtych postaw i zachowań, to zawsze balansowanie na pograniczu wielu odcieni szarości. Drda bohaterem opozycji nie był, ma swoje za uszami, popełnił sporo utworów „ku czci”, gdzie propagandowe treści aż się wylewają z tekstu. A jednak można go cenić za to, co świadomie zrobił dla kultury i folkloru czeskich ziem.
I tu wracamy do „Bajek czeskich”, zbioru, który doskonale pokazuje, jak Drda na bajki patrzył i czuje się, że ich tworzenie (lub odtwarzanie) sprawiało mu mnóstwo radości, a teraz to się od lat przenosi na czytelników w różnym wieku. Jego bohaterowie są z ludu, szewc, górnik, sierota-biedota, co pasała świnie. Mało tu księżniczek i królewiczów (chociaż bywają, bywają, zarówno dobrzy, jak i źli). Ale wiele z jego postaci to tacy kuci na cztery nogi, cwani, śmiali, bez strachu stukający drewnianymi chodakami po królewskich podłogach z marmuru. Te baśnie nie moralizują, chociaż morał w nich bywa, często zaskakujący (że własna głupia żona jest lepsza niż cudze głupie głowy). One są śmieszne, ironiczne, wiele razy bawiące do łez, chociaż opowiadają historie, gdzie bywa bieda i głód. One są takie… przepraszam za określenie, ale rumcajsowate w charakterze. Akcja leci do przodu, ale bywa niesamowicie absurdalna. Słabsi „walczą” z bogatymi i to często ośmieszając ich bezlitośnie. I miewa się wrażenie takiej niesamowitej naiwności, ale to wcale nie denerwuje, to jest urocze i przypomina dzieciństwo, kiedy wszystko było prostsze i albo się bohatera kochało albo nie, albo się czymś zachwycało, albo mówiło „fuj”.

Co ciekawe, nie czytałam „Bajek czeskich” jako dziecko. Jako nastolatka przeczytałam jedną lub dwie, ale cały zbiór czekał na swój czas do teraz. I jako dorosła jestem nimi zachwycona. Bawią, śmieszą, dają okazję do powrotu do dziecięcego zachwytu prostą historią i czarno-białymi postaciami. A do tego jako dorosła dostrzegam ten subtelny humor słowny i sytuacyjny, który się Drdzie wyjątkowo udawał.
I naprawdę Drda nie jest autorem od diabłów i czartów. Nie w każdej jego bajce są bohaterowie z rogami i ogonami. Ale przyznaję, że dla mnie do końca życia będzie autorem „Igraszek z diabłem” i będę miałam świadomość, że to dzięki niemu dowiedziałam się, co to „madejowe łoże”.
Macie ochotę na Drdę i jego bajki? Szukajcie w bibliotekach i antykwariatach. Warto.
Aga
Powyższy tekst nie jest efektem współpracy reklamowej. Jest opinią własną, subiektywną i żaden przelew nie miał na nią wpływu.
Grafiki używane w tym wpisie powstały przy pomocy narzędzi AI.
