Dla tych, którzy kochają klimat osiemnastowiecznej Wenecji i powieści oparte o prawdziwe historie, mam dzisiaj dwa tytuły, które zrobiły na mnie gigantyczne wrażenie.

Anne Rice pewnie większości z Was najszybciej skojarzy się z cyklem „Kroniki wampirów”, gdzie mamy mrok, krew, pasje, namiętności i niebezpieczne tajemnice. Autorka ma tendencję do utrzymywania podobnego klimatu także w swoich powieściach historycznych, a „Krzyk w niebiosa” nie odbiega od tego sposobu opowiadania historii. Skutek? Dostajemy opowieść o wielkich pasjach, namiętnościach, emocjach i podobnie wielkie emocje budzącą w czytelniku.

Zapraszam zatem do Wenecji, bogatej, wielbiącej sztukę i artystów, a w tamtym okresie zakochanej w niesamowitym głosie kastratów.

Tonio Treschi jest synem arystokratycznej weneckiej rodziny, uprzywilejowanym z racji urodzenia, ale postrzeganym jako genialne dziecko z powodu swojego głosu. Wszyscy wiedzą jednak, że ten głos zmieni się, zniknie, zbrzydnie, kiedy dziecko zacznie dorastać. Jedynym sposobem na zachowanie wokalnego cudu jest kastracja. Nikt nie planuje takiego losu dla Tonia, aż do momentu, kiedy głowa rodu umiera, a z wygnania powraca starszy brat, co okazuje się początkiem ujawniania dramatycznych tajemnic i podejmowania decyzji, które nie mają nic wspólnego z miłością, a wiele z potrzebą zemsty i zarabiania na talentach innych. Tonio wbrew swojej woli zostaje kastratem. Okaleczony będzie przez całe życie przede wszystkim walczyć o zrozumienie, kim jest, czym jest, co mu ukradziono, a co zyskał. Niejaką pomocą służy Guido Maffeo, również kastrat, nauczyciel śpiewu. Ta niezwykła para zaczyna swoją podróż, która ma nie tylko podbić serca słuchaczy w salach operowych, ale też przynieść Toniowi możliwość wymierzenia sprawiedliwości tym, którzy go skrzywdzili.

Tonio Treschi i jego nauczyciel to postacie fikcyjne, ale Anne Rice opowiada ich historię uzbrojona w wiedzę o ówczesnej scenie operowej, wiedzę o życiorysach innych, bardziej lub mniej znanych kastratów, informacje o mieście i jego artystycznych pasjach w XVIII wieku. Maluje bardzo żywy i pełen emocji portret ludzi, czasu i miejsca. Nie stroni od erotyzmu i seksualności. Kilku krytyków zarzuciło jej nawet, że tych emocji i erotyzmu jest nieco za dużo i przez to powieść staje się nadmiernie melodramatyczna. Ja nie miałam takiego wrażenia, ale oceńcie sami, czy Rice przesadziła z pasją i dramatyzmem czy nie. Napiszę tylko tyle, że „Krzyk w niebiosa” czytałam w 2019 roku i książka nadal nie ulotniła mi się z głowy, a to oznacza, że zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie.

Równie duże, o ile nie większe wrażenie wywarła czytana w tym roku „Instrumentalistka” Harriet Constable. Zostajemy nadal w osiemnastowiecznej Wenecji, w świecie muzyki i śpiewu, ale teraz zapukamy do wrót sierocińca Ospedale della Pietà. Czyli tym razem nasza bohaterka nie będzie dobrze urodzona, będzie pochodziła z nizin społecznych, podrzucona do sierocińca, wychowana przez zakonnice, Anna Maria della Pietà to także cudowne dziecko, mistrzyni skrzypiec, ujawniająca swój talent od najmłodszych lat i jest to postać rzeczywista, nie fikcyjna. Szybko zwraca na siebie uwagę Antonia Vivaldiego, który w sierocińcu pełni rolę opiekuna orkiestry. Jego największe dzieła powstawały często jako utwory pisane dla orkiestry i chóru Ospedale della Pietà, ale okaże się, że utalentowane podopieczne sierocińca miały w tym swój udział, geniusz Vivaldiego czerpał garściami z pracy tych cudownych młodych kobiet. Harriet Constable dobrze przygotowała się do napisania tej powieści, jej badania nad fenomenem orkiestry i chóru Ospedale della Pietà były potężne i namalowała portret miejsca, ludzi i miasta w sposób niesamowity. Jednocześnie stawiając pytanie o to, jak bardzo utalentowane podopieczne sierocińca cierpiały z powodu ówczesnych zasad i praw. Kobieta nie mogła publikować, nie mogła komponować pod swoim nazwiskiem, kto by chciał z nią współpracować? Ale Anna Maria i inne młode śpiewaczki i muzyczki z Wenecji pokazywały, że nie oznacza to, że muszą być ciche i przyzwalające na kradzenie ich dzieł i pracy. Sama Anna Maria pewnego dnia zajęła miejsce Vivaldiego na czele orkiestry.

Genialna powieść, na pewno mniej dramatyczna i mroczna niż „Krzyk w niebiosa”, ale nie mniej emocjonalna i równie bardzo wciągająca w labirynt weneckich kanałów i uliczek.

Aga

Co o tym sądzisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Brak komentarzy jak do tej pory :(