Wierzcie lub nie, ale zeszłoroczny Pyrkon był moim pierwszym w życiu. I muszę przyznać — bawiłem się tak dobrze, że decyzja o powrocie na kolejny była oczywista. Zero wahania. Totalna ekscytacja.
Któregoś wieczoru, tuż przed snem, rozmawiałem o tym z Agą. Była już na granicy jawy i snu, gdy rzuciła półżartem, że taki wyjazd to nie przelewki — będzie trzeba złożyć oficjalny wniosek o pozwolenie, najlepiej opieczętowany trzy razy i poparty dwoma poręczeniami osób trzecich. Ot, klasyczna biurokratyczna przygoda w wersji domowej.
Żarty żartami, wiadomo — ale moja przekorna natura już wtedy szykowała kontratak. „Challenge accepted” — pomyślałem. Wyzwanie przyjęte.
I tak przez dwa dni chodziłem, obmyślając plan. Ale nie byle jaki! To był plan nad planami, plan absolutny! Gdy już się wyklarował, wiedziałem jedno: nie mogę tego wyrazić inaczej niż… balladą.
Dwie godziny intensywnego wysiłku umysłowego, wielki kubek kawy i oto jest — moja pierwsza w życiu twórcza próba literacka. BALLADA!
Bądźcie łaskawi — to debiut. Ale płynie prosto z serca i z głębokiej miłości do fantastyki… i chęci ponownego wyjazdu na Pyrkon.
Ballada o Rycerzu Jędrzeju i Wyprawie na Pyrkon
W zamku pod lasem, gdzie krążą sny,
Rycerz odważny, wstał świtem ze mgły.
Przed tronem swej pani klęknął bez lęku,
Z mieczem u pasa, bez drżenia w ręku.
O pani ma, co trwasz przy każdym mym kroku,
Zwiedzenia Pyrkonu dopraszam się w tym roku.
Nie po to, by księżniczki obce ratować z włości,
Ni by w wirze romansów zapomnieć o twej miłości.
Nie będę się dzielić miodem z wojami obcymi,
Choć kuszą biesiady i śpiewy piwne z nimi.
Lecz przysięgam ci tu, na klingi mej życie,
Że wrócę do ciebie, ma miła, o świcie.
Bez krwi puszczonej, przywiozę kultury,
Księgi zaklęte i smocze figury,
Dla ciebie naszyjnik z elfiego światła,
Dla kota – maskotka z sierści gryfiego zadka.
Jeździec jestem a nie łowca sławy –
Do Pyrkonu ciągnie mnie chęć zabawy.
Lecz honor i miłość są mym kompasem,
Więc wrócę do Ciebie, nim słońce zniknie za lasem.
I tak przemówił Jędrzej, rycerz ze stali,
A jego słowa jak zaklęcie w izbie zadrżały.
Żona uśmiech szeroki posłała, swą dłoń podała i tak powiedziała:
„Jedź, mój mężu, acz bacz, bo ja tu będę z wałkiem czekała”

Andrzej
Powyższy tekst nie jest efektem współpracy reklamowej. Jest opinią własną, subiektywną i żaden przelew nie miał na nią wpływu.
Grafiki używane w tym wpisie powstały przy pomocy narzędzi AI.