Na książki Przemka Corso spoglądałem już od jakiegoś czasu, ale pierwsze wrażenie miałem zupełnie inne niż to, co czekało na mnie w środku. Okładki przywodziły mi na myśl klimaty w stylu „Mad Maxa” – sporo brązów, piach, muscle car i facet w skórzanej kurtce. Kojarzyło mi się to raczej z postapo niż z klasyczną przygodą. Kiedy dowiedziałem się, że to raczej literatura w stylu Indiany Jonesa czy Pana Samochodzika, nastawiłem się na poszukiwanie artefaktów, egzotyczne lokacje i niebezpieczne starcia z wrogami. A potem… przyszło pierwsze zaskoczenie.
Co może łączyć szkolny pokój nauczycielski, tajemniczy obóz na Saharze, pożary prowadzące do wojennych sekretów i starego Mustanga z ukrytą mapą templariuszy? Odpowiedź jest prosta – Robert Karcz. Seria Przemka Corso to pasmo zaskoczeń, które zaczyna się niepozornie, a kończy na przygodach, za którymi naprawdę można zatęsknić.
Bo akcja „Honoru złodzieja”, czyli pierwszego tomu serii, rozgrywa się w dużej mierze w Legnicy i – co więcej – w szkole. I wiecie co? To działa. Archeolog i złodziej zabytków, który trafia na zastępstwo jako nauczyciel historii, a przy okazji wplątuje się w aferę związaną z tajemniczym panem Devraux i opuszczonym szpitalem – brzmi jak szalona mieszanka, ale czyta się świetnie. Mamy tu przygodę, lokalny koloryt, szkolne realia napisane tak wiarygodnie, że aż człowiek czuje zapach pokoju nauczycielskiego, a do tego bohatera z krwi i kości, który ma wyjątkowy talent do pakowania się w tarapaty.
Drugi tom – „Serce pustyni” – to już zmiana scenerii i kolejne zaskoczenie. Z wakacji w luksusowym kurorcie w Tunezji bohater trafia prosto na Saharę, do sekretnego obozu i w sam środek zaginionych tajemnic sprzed wieków. To bardziej sensacja niż przygoda w klasycznym stylu, ale tempo wydarzeń i napięcie są takie, że czyta się to jednym tchem. A w tle, obok pustynnych krajobrazów i dramatycznych zwrotów akcji, mamy cały wachlarz relacji między bohaterami – pełnych napięć, emocji i nieoczekiwanych sojuszy.
„Płomień prawdy” przenosi ponownie akcję na nasze rodzime podwórko. Po dramatycznych wydarzeniach z poprzednich tomów Karcz nie ma zamiaru szukać kłopotów, ale one same go znajdują. Seria tajemniczych podpaleń, tropy prowadzące do odkryć z okresu II wojny światowej, rodzinne sekrety i nowe niebezpieczeństwa – to wszystko sprawia, że powieść nabiera gęstszego, mroczniejszego klimatu. To tom, który udowadnia, że Corso potrafi bawić się konwencją i przenosić przygodę w różne rejony – od Sahary, przez szkolne korytarze, po nasze lokalne ulice.

A potem przychodzi „Miasto w wodzie”, czyli najbardziej osobista część całej serii. Tu naprawdę widać, że Karcz to nie tylko poszukiwacz skarbów i awanturnik, ale też człowiek z bagażem przeszłości i trudnymi relacjami rodzinnymi. Tajemnica templariuszy, symbole wyryte na karoserii starego Forda Mustanga Mach 1 i pościg, w którym stawką jest coś więcej niż złoto – to wszystko brzmi jak klasyczna przygoda, ale opowieść ma też serce i emocjonalny ciężar. To właśnie ten miks sprawia, że „Miasto w wodzie” nie tylko trzyma w napięciu, ale też zostaje z czytelnikiem na dłużej.
Czy po tylu zaskoczeniach czuję się rozczarowany? Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie – z każdą kolejną częścią sięgałem po serię z coraz większym entuzjazmem. Dla mnie wyznacznikiem wartości cyklu jest to, czy pod koniec czuję tęsknotę za światem, czy ulgę, że to już koniec. A w przypadku Roberta Karcza odpowiedź jest prosta – zdecydowanie będę czekał na kolejny tom. I całe szczęście, że piąta część jest już na horyzoncie.
Książki Przemka Corso dostępne są w formatach: papier, e-book i audiobook.
Andrzej
Powyższy tekst nie jest efektem współpracy reklamowej. Jest opinią własną, subiektywną i żaden przelew nie miał na nią wpływu.
Grafiki używane w tym wpisie powstały przy pomocy narzędzi AI.
