Na starcie muszę przyznać się do trzech rzeczy.

Pierwsza – Ostatnio mam fioła na punkcie koreańskiej popkultury – od dram, przez jedzenie, aż po język.

Druga – Kocham animacje ze Spidermanem od Sony – to dla mnie ścisła czołówka współczesnego kina animowanego.

I trzecia – Nie znoszę śpiewanych animacji. (Tak, Disney, patrzę na ciebie…)

Dlatego, gdy dowiedziałem się, że Sony Pictures Imageworks, odpowiedzialne za wspomnianego „Spidermana”, pracuje nad animowanym filmem muzycznym o K-Popie i demonach, miałem w głowie tylko jedno pytanie: czy to może się w ogóle udać? Bo potencjalnie mogło pójść nie tak… dosłownie wszystko.

Na szczęście nie poszło. Wręcz przeciwnie – film wyszedł rewelacyjnie.

K-Pop nie tylko łowi demony. On łowi nas wszystkich. I wcale nie chcemy się bronić.

„K-Pop Demon Hunters” to animacja, która działa na wielu poziomach. Z jednej strony mamy barwną, dynamiczną akcję, przypominającą najlepsze momenty „Into the Spider-Verse” – szybkie tempo, świetnie zmontowane sceny, płynna animacja, która momentami wygląda jak żywe graffiti.

Z drugiej – pełnokrwisty (choć pastelowy i nie ogłuszający) musical, gdzie piosenki są nie tylko wypełniaczem między scenami, ale pełnoprawnym nośnikiem emocji i fabuły. I choć śpiewają po angielsku, to klimat jest stuprocentowo K-Popowy: energetyczny, emocjonalny, perfekcyjnie wystylizowany.

Ale pod powierzchnią tej brokatowej bombonierki kryje się coś więcej. Bo demony, które bohaterki zwalczają, to nie tylko potwory z innego wymiaru – to także ich wewnętrzne lęki, niepokoje, presje związane ze sławą, oczekiwaniami i tożsamością. Temat może i nie jest nowy, ale sposób jego podania – lekki, z humorem, ale bez infantylności – to mała lekcja popkulturowego „storytellingu”, czyli tego, jak doskonale opowiadać historie. Przykład na to, że da się mówić o rzeczach ważnych i trudnych bez moralizowania i ciężkostrawnej symboliki. Wystarczy odrobina dystansu, dobra muzyka i… kilka demonów do ubicia.

A jak bardzo to wszystko jest koreańskie? Na papierze – średnio. Amerykańskie studio animacji z siedzibą w Kanadzie, angielski dubbing, japoński właściciel Sony. Ale to właśnie jeden z ciekawszych aspektów filmu – jego koreańskość nie wynika z paszportów twórców, tylko z atmosfery, estetyki, a nawet podejścia do emocji. Bo Korea – ta popkulturowa – to dziś coś więcej niż geograficzna lokalizacja. To styl, który można uchwycić, zinterpretować i przetworzyć, jak jazz czy mangę. A „K-Pop Demon Hunters” robi to zaskakująco dobrze. Bez parodii, bez nadmiernej egzotyki, za to z szacunkiem do kultury i znajomością tematu.

I może właśnie w tym tkwi fenomen koreańskiej popkultury na Zachodzie. Nie w tym, że jest „inna”, tylko w tym, że umie być bliska. Że mówi o emocjach – czasem zbyt intensywnie, czasem z przesadą, ale zawsze szczerze. Że potrafi bawić, ale i poruszyć. Że zamiast podcinać skrzydła, mówi: masz prawo być sobą, nawet jeśli musisz przy tym walczyć z demonami (wewnętrznymi i zewnętrznymi).

Nie ma co ukrywać – „K-Pop Demon Hunters” trafił w czuły punkt naszej obecnej kulturowej obsesji. Ale zrobił to z klasą. Zamiast jechać na modzie, sam ją współtworzy. To film, który nie tylko dostarcza rozrywki, ale i podkręca apetyt na więcej – muzyki, historii, estetyki z Dalekiego Wschodu. A jeśli po seansie łapiecie się na tym, że odkurzacie login do konta na Spotify tylko po to, by stworzyć własną K-Popową playlistę – cóż, witajcie w klubie.

A jeśli potrzebujecie jeszcze mocniejszego dowodu na to, że ten film działa, to proszę bardzo: udało mi się namówić Agę do wspólnego seansu tej animacji, a to, wierzcie mi, graniczy z cudem i zdarza się rzadziej niż zaćmienie Słońca w Polsce. Jasne, nasz obecny szał na wszystko, co koreańskie miał tu swój udział, ale fakt jest taki, że Aga skończyła seans z uśmiechem na twarzy. A jeśli coś potrafi rozbroić tak zatwardziałą przeciwniczkę wszelkich animacji, a śpiewanych w szczególności – to musi być dobre.

Film„K-Pop Demon Hunters”
Produkcja2025/USA
Dostępne Netflix
Czas trwania1 godz. 35 min.
Bardzo subiektywna ocena filmu9/10
Andrzej

Jeśli doceniasz to, co robimy i chcesz pomóc nam tworzyć więcej takich treści, postaw nam wirtualną kawę.

To drobny gest, który daje nam wielką motywację. Dzięki!

Co o tym sądzisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Brak komentarzy jak do tej pory :(