Kilka uwag ogólnych na początek.

Wszystkie materiały związane z Razemczytaniem „Kobiet” Kristin Hannah będą się pojawiały w tym wpisie (będzie on aktualizowany, najnowsze rzeczy zawsze najniżej).

Postaramy się oznaczać wszystko tak, żeby było jasne, czy dany fragment nie zdradza kluczowych informacji o akcji książki i wtedy lepiej się z nim zapoznać po przeczytaniu danej części powieści, czy jest „neutralny informacyjnie” i można do niego zaglądać w dowolnej chwili.

Z tego samego powodu ostrożnie zaglądajcie do komentarzy. Tu też postaramy się je oznaczać, jeśli mogą coś zdradzić, ale jeżeli ktoś lubi czytać bez podpowiedzi i tak zwanych „spoilerów”, to lepiej przejrzeć je dopiero po zakończeniu powieści.

Wszystkie najczęściej zadawane pytania dotyczące Razemczytań znajdziecie w tym wpisie.

Życzymy Wam frajdy z czytania!


ZAJRZYJMY NA TYLNĄ OKŁADKĘ

(Wszystkie materiały w tej części są „neutralne informacyjnie” i nie zdradzają żadnych szczegółów akcji, o których nie napisałby wydawca w materiałach o tej powieści.)

Często tak zaczynam poznawanie mojej kolejnej lektury – od zajrzenia do opisu przygotowanego przez wydawcę. Czyli czego się spodziewać po „Kobietach”?

Do świata tej powieści zapukamy w Południowej Karolinie, w miasteczku Coronado, w maju 1966 roku. Młodziutka Frances „Frankie” McGrath to córka dobrze sytuowanej i szanowanej w środowisku Coronado pary. Plan na jej życie jest jasny – ma znaleźć bogatego narzeczonego z dobrej rodziny i zostać tak samo perfekcyjną żoną i matką jak jej własna rodzicielka. Jej brat właśnie żegna się z krewnymi i rodzicami, bo idąc w ślady mężczyzn w swojej rodzinie wstępuje do wojska. W tamtym okresie oznacza to wyjazd do Wietnamu. Frankie szybko zdecyduje, że ona też chce służyć ojczyźnie i zaciągnie się do Korpusu Pielęgniarek i też trafi do Azji.

I można już tutaj postawić pytanie, kto będzie najważniejszym bohaterem tej powieści: Frankie, wszystkie kobiety, głównie pielęgniarki, które do piekła wojny trafiły, czy może sama wojna? Jak Wam się wydaje? Który wersja jest najbardziej prawdopodobna?

Opisy wydawcy mocno podkreślają to, że będziemy czytać nie tylko o pojedynczych bohaterkach i bohaterach, że będzie to też obraz społeczeństwa amerykańskiego podzielonego przez tę wojnę, przez podejście do niej. Druga kwestia, która pojawia się często w opisach, to stwierdzenie, że wojna dla weteranów powracających do kraju nie kończy się w momencie, kiedy ich samolot startuje z lotniska za granicą. Ta wojna trwa nawet, kiedy są już w domu, kiedy walczą o powrót do normalności, bo po takich doświadczeniach trudno tę normalność zdefiniować.

Wniosek? Nie czeka nas łatwa lektura. Raczej taka dająca do myślenia i to na wielu poziomach.

Macie ochotę na kilka opinii czytelników?

Podrzucę Wam najpierw opinię Katie O. (edytorki serwisu Audible.com), która o tej powieści napisała tak: „Kristin Hannah ma tę szczególną umiejętność, że bierze doskonale znane wydarzenie historyczne i splata je z intymną i głęboko ludzką opowieścią, co powoduje, że nasze przekonanie, że wiemy o tym wydarzeniu wszystko, zostaje postawione na głowie. W „Kobietach” Hannah oddaje hołd pielęgniarkom, które służyły w czasie wojny w Wietnamie, używając swojej bohaterki, Frankie, jako sposobu na tę opowieść. Frankie pojawia się w tej historii jako naiwna, młoda kobieta, pełna nieuzasadnionego optymizmu, żeby szybko zmienić się w twardo stąpającą po ziemi, skupioną pielęgniarkę, którą chciałoby się mieć u swego boku w chorobie. Uwielbiam Frankie. Czuję, że ją znam. I jak można spodziewać się po Kristin Hannah, za każdym razem, kiedy serce Frankie pęka – czy to na wojnie, czy w miłości, czy kiedy wraca do domu – moje też pękało.”

Ale pamiętajmy, że to Amerykanka oceniająca amerykańską powieść o amerykańskiej historii.

A w Polsce? Kilka cytatów z opinii z serwisu „Lubimy czytać” (ja uwielbiam głównie te negatywne, bo zawsze znacznie bardziej sprawiają, że mam ochotę na czytanie i samodzielne sprawdzanie, co myślę, taka przekora).

Akane 171 – „Dobra, ja naprawdę nie mam nic przeciwko źle napisanym romansidłom, jestem nawet fanką – każdy ma swoje guilty pleasure. Ale nie gdy sprzedaje się tego typu gniotów pod wielkimi hasełkami feministycznej literatury, która otwiera oczy na problemy, oddaje cześć i chwałę zapomnianym wojowniczkom o sprawiedliwość, honor, pamięć i co tam jeszcze można wklepać, podczas gdy jest to puste tło dla romansowych ekspedycji głównej bohaterki, która jest tak bezpłciowa, że przy niej niesolone ziemniaki mają głębię smaku porównywalną z winem Rioja Gran Reserva Margués de Villamagna z 1987 roku.” (Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać, ale przyznajcie, że nie można przejść obok tak napisanej opinii obojętnie. Pisownia oryginalna.)

Uliba – „Pod przykrywką trudnego i ważnego tematu ukrywa się słaba książka z mało wiarygodną bohaterką.”

Malina 2707 – „Mocne rozczarowanie. Owszem jest tu porcja wiedzy o wojnie w Wietnamie, ale podana w niestrawnym, melodramatycznym sosie.”

Wiecie już, co pisali ci, którym się bardzo nie podobało. Zweryfikujemy sobie te opinie pod koniec naszej przygody z „Kobietami”, a teraz cytaty z takich średnio entuzjastycznych recenzji.

Paweł Pełka – „Nie jest to z pewnością wielka literatura, ale książka przynosi wzruszenia, garść faktów dotyczących Wietnamu, porusza ważny temat udziału kobiet w wojnie i tylko bohaterka tak naiwna, że bardziej już nie można sobie wyobrazić”

Ruda – „Kolejna książka z trudnym i ważnym tematem. Jak zwykle pani Hannah potrafi wywołać dużo emocji. Jednak czytając miałam momentami wrażenie, że główną bohaterkę dotknęły wszystkie możliwe nieszczęścia tego świata (trochę przesadzam). Aż miałam wrażenie „za dużo tego wszystkiego”.”

Tych najbardziej entuzjastycznych recenzji pozwolę sobie nie cytować, bo możecie się domyślać, że tam już tylko zachwyty i sugestie, że warto po książkę sięgnąć i jest świetną opowieścią o historii narodu i jednostki.

Mam nadzieję, że czujecie się zaintrygowani i zachęceni do tego, żeby sprawdzić, czy Frankie jest bardziej mdła niż niesolone ziemniaki.

W kolejnej części opowiemy sobie nieco o autorce tej powieści i emocjach związanych z pisaniem „Kobiet”.


KRISTIN HANNAH – AUTORKA „KOBIET”

Poniższa część materiałów jest neutralna informacyjnie i nie zdradza żadnych istotnych dla akcji powieści informacji.

Przy tworzeniu tego tekstu pomogły materiały, jakie znajdują się na stronie autorki www.kristinhannah.com/, w wywiadzie udzielonym przez Kristin Hannah Elisabeth Egan z The New York Times w 2021 roku oraz innych wywiadów, jakie przeprowadzono z autorką „Kobiet”.

zdjęcie ze strony https://kristinhannah.com/about-kristin-bio/
autor: Kevin Lynch

– Kristin Hannah urodziła się w 1960 roku, w Kalifornii, w Garden Grove.

– Kim chciała zostać, kiedy była małą dziewczynką? Baletnicą.

– Zanim zdecydowała o zostaniu zarabiającą na pisaniu autorką, pracowała w agencji reklamowej, a później, po skończeniu prawa, praktykowała jako adwokatka w Seattle. Co ciekawe na pytanie, czy tęskni za tamtą karierą, odpowiada śmiechem, mówiąc, że zupełnie nie i że kochała prawo, ale teraz nawet nie wyobraża sobie zakładania butów na obcasie do pracy i żartuje, że prawdopodobnie upadła by na twarz, próbując się w nich poruszać.

– Pierwszą powieść napisała z mamą, która wtedy chorowała na raka, ten tekst nigdy nie został opublikowany.

– Pierwsza opublikowana powieść, „A Handful od Heaven”, ukazała się w 1991 roku.

– „Kobiety” są jej najnowszą powieścią, która miała premierę w 2024 i jedną z czterech, do których kupiono prawa do ekranizacji.

– Hannah przyznaje, że napisanie powieści zajmuje jej około roku, ale są takie, które wymagają dwukrotnie więcej czasu, taki był na przykład „Słowik”. Ten czas obejmuje ten słynny pisarski „research”, czyli badanie tematu, stworzenie planu postaci oraz akcji i oczywiście samo pisanie.

– Zazwyczaj powstaje dziesięć (!!!) szkiców powieści, zanim nabierze ona ostatecznego kształtu.

– Hannah była dzieckiem, kiedy wojna w Wietnamie się toczyła. Pozostały w niej jednak wspomnienia emocji rodziców, rodziny i znajomych, obrazy protestów i marszów. Dzisiaj mówi o tej wojnie jako o wielkim cieniu kładącym się na jej dzieciństwie.

– Pierwsze plany i szkice powieści powstały już w 1990 roku, ale Hannah stwierdziła, że nie jest gotowa na pisanie o tamtym czasie. „Myślę, że musiałam być starsza, mam nadzieję, że mądrzejsza i absolutnie pewna, co chcę powiedzieć. A potem przyszła pandemia. W trakcie lockdownu (…) zdałam sobie sprawę, że to idealny moment na zanurzenie się w innym okropnym i pełnym politycznych podziałów okresie historii mojego kraju.”

– Przygotowując się do pisania, nie tylko czytała wspomnienia, pamiętniki i książki o tamtym okresie. Rozmawiała również z pielęgniarkami, pracownikami Czerwonego Krzyża, a nawet odznaczonym pilotem helikoptera, którzy w tamtym okresie byli na terenach konfliktu zbrojnego. To głównie oni pomogli jej odtworzyć nie tylko tamtą historię, ale też tamte emocje, odczuwane i w Wietnamie, i po powrocie do domu.


NAIWNA FRANKIE

(Wszystkie materiały w tej części są „neutralne informacyjnie” i nie zdradzają żadnych szczegółów akcji, o których nie napisałby wydawca w materiałach o tej powieści.)

Zacytuję Wam na dzień dobry komentarz Beaty spod tego wpisu: „Oj tam, naiwna. Ale wczujmy się w kobiety z tamtych lat. Co powiedzą o nas dwa pokolenia później? Moim zdaniem i tak jest bardzo postępowa jak na tamte czasy, jestem dopiero na oddziale 71. Nie chcę spoilerować, więc tylko powiem, że pomyślmy o Frankie na tle „jej czasów”.”

W wielu opiniach o książce, które Wam podrzuciłam na początku naszej przygody z „Kobietami” ta naiwność (i bycie mdłą) była odmieniana przez wszystkie przypadki. Naiwna, złe decyzje, nie walczy o siebie, nie rozumiem jej, głupia, nieżyciowa, jak tak można.

To przenieśmy się do lat ’60 poprzedniego wieku do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, które wtedy wcale nie były takie postępowe. Mówi się, że to był okres, kiedy pojawiła się druga fala feminizmu i pierwsze silne ruchy walczące o prawa kobiet.

75% kobiet mówiło, że chciałoby pracować zawodowo, a zaledwie 30% rzeczywiście pracowało, zarabiając mniej niż mężczyźni, przy czym nie „panie z dobrych domów”, one mogły co najwyżej oddawać się działalności charytatywnej. Ilość miejsc dla kobiet na uniwersytetach była ograniczona. Prawo nie postrzegało kobiet na równi z mężczyznami, nawet w takich życiowych kwestiach jak kredyt – kobiecie kredytu nie udzielano. Nie było kobiet w policji, w rządzie, w wielu urzędach (nie licząc sekretarek). Mobbing, molestowanie i przemoc seksualna były częste i zupełnie przemilczane. W domu kobieta miała być przykładną żoną i matką, umalowaną, dobrze ubraną, w pończochach i na obcasach, uśmiechniętą i cichą. Własne zdanie, w niektórych kwestiach, może, ale jeśli mąż mówił, że coś jest zielone, to żeby nawet było fioletowe… Obraz rodziny na zewnątrz był nadrzędny – równo ścięty trawnik, wspólne wyjście do kościoła, przyjęcie dla znajomych i opowieści o sukcesach dzieci, czyli o synach brylujących na uniwersytecie i córkach gotowych do małżeństwa. Co się działo w czterech ścianach to już często inna opowieść.

Córka „odszczekująca się” ojcu? Nie do pomyślenia. Córka podejmująca własne decyzje wbrew woli rodziców? Córka zachodząca w ciążę bez ślubu? W końcu córka hippiska? Oczywiście, że takie dziewczyny były, ale jakoś znikały z rodzinnych fotografii i opowieści rodziców. Nagle „wyjeżdżały” daleko, były u krewnych, zwiedzały Europę.

To teraz nałóżmy na tę wiedzę obraz Franki i jej matki też. Wiele osób, szczególnie młodych, czytając o kobiecych wyborach automatycznie porównuje do siebie, że „ja bym tak nie”, „dla mnie nie do pomyślenia”, ale takie postrzeganie mocno się zmienia, kiedy nałoży się na tę opowieść mocny filtr ówczesnego świata, historii i zasad. Żadna z bohaterek nie miała takiej swobody jak przeciętna kobieta w XXI wieku.

A jak tam Wasze pierwsze emocje wobec Frankie i jej mamy? Młoda McGrath Was denerwuje swoją naiwnością, wiarą, patriotyzmem i dość ścisłymi zasadami zachowania? A starsza McGrath surowym podejściem do córki i oczekiwaniami jak wobec debiutantki na balu, a nie jak wobec młodej kobiety z perspektywami? I przy okazji, jak oceniacie ojca Frankie, bo wiele nie zdradzę, pisząc, że senior McGrath będzie w tej powieści pojawiał się regularnie i będzie miał wielki wpływ na życie swoich dzieci i żony. Pytanie, czy rodzina będzie w stanie wpłynąć na niego?

I jeszcze mała sugestia. Jeśli macie ochotę poczytać inne powieści o kobietach i ich walce o swoje w Stanach, wprawdzie w nieco wcześniejszym okresie, bo obie powieści dzieją się w latach ’50, to możecie sięgnąć po:

– „Lekcje chemii” Bonnie Garmus, które uważam za książkę doskonałą, opowieść o chemiczce, która próbuje przetrwać z całkowicie męskim zespole współpracowników i udowodnić, że ma mózg, wie, jak go używać niejednokrotnie lepiej niż koledzy i zasługuje na szacunek i nawet, kiedy zostaje, dość niespodziewanie, gospodynią programu kulinarnego, to przemyca wiedzę, tłumaczy, że kobieta ma swoje prawa i że to nie mężczyźni wyznaczają ich miejsce w świecie. O książce pisze się, że jest zabawna i błyskotliwa… Ja ją odebrałam raczej jako przejmującą, emocjonalną i momentami trudną do zniesienia ze względu na ten wszechobecny patriarchat, który nie tylko poniżał, on krzywdził.

– Seria „Lady Astronaut” Mary Robinette Kowal, a szczególnie pierwszy tom „The Calculating Stars” (ma niedługo wyjść w polskim tłumaczeniu), to sci-fi, ale z kobiecej perspektywy. Cudowne, poruszające i wciągające. A zaczyna się tak, że ziemia staje w obliczu katastrofy i ma ją uratować misja kosmiczna (lata ’50, przypominam!). Elma York latała w czasie wojny i matematykę ma w małym paluszku. Powinna lecieć, ale to kobieta! W co ją ubrać? Pończochy się nie sprawdzą pod kombinezonem. A co z lakierem do włosów w stanie nieważkości? Śmieszne? Owszem, ale to jest tak mocny obraz postrzegania kobiet w tamtych czasach, że momentami, aż boli. Ale cała seria jest świetna! Więc ostrzegam, że jak się zacznie i lubi sci-fi i zakocha się w Elmie, to… macie cztery tomy i trzymam kciuki, żeby wszystkie wydano w Polsce.


WOJENNE OBRAZY

(Ta część tekstu może zawierać informacje zdradzające treść powieści.)

Cały czas zastanawiałam się, jak do opisów tej wojennej części podejdzie autorka. Czy pozwoli sobie na pełen emocji, krwi i cierpienia opis? Czy może będzie pełno niedopowiedzeń, urwanych opisów i niech się czytelnik domyśli, jak strasznie było dalej? Okazuje się, że w sumie ani to, ani to.

W „Kobietach” te opisy są dość obrazowe i rzeczywiście pełne emocji, ale przez wszystkie te wojenne rozdziały miałam wrażenie, że patrzę na wojnę oczami Frankie. Najpierw w szoku, zauważając jakieś elementy, fragmenty całości, bo nie była w stanie (nie umiała i nie chciała) zobaczyć wszystkiego, a potem widząc coraz więcej, ale też coraz bardziej przyzwyczajając się do tego, do czego teoretycznie przyzwyczaić się nie można. Podejrzewam, że psycholog lub psychiatra zajmujący się traumami wojennymi napisałby nam, że oto mamy podręcznikowy przykład funkcjonowania w takich warunkach, kiedy znieczulenie się na pewne rzeczy, przesypianie, alkohol, ponury żart, tańczenie i narty wodne jakby wokół nie trwała wojna, w końcu zakochiwanie się, to były mechanizmy obronne, która pozwalały nie zwariować.

I nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, że im dalej w powieść, tym mniej odnoszenia się do patriotyzmu, o którym tak wiele było, kiedy Frankie była jeszcze w Stanach. Za to coraz więcej poczucia, że rzeczywistość jest brutalna, że młodzi żołnierze to mięso armatnie i Amerykanie w ojczyźnie są karmieni propagandą na potrzeby polityki, a to, co naprawdę dzieje się w Wietnamie (jak brutalna jest ta wojna i wobec Amerykanów, i wobec ludności wietnamskiej), jest nieludzkie i potworne.

Jakie były Wasze emocje w czasie czytania tej części? Coś Was poruszyło? Coś szczególnie zapadło Wam w pamięć? Czy może coś Was denerwowało lub wydawało się niezrozumiałe?

Jeśli ktoś chce poznać podłoże wojny w Wietnamie i to, jaką rolę i dlaczego odgrywały w tym Stany Zjednoczone, to proponuję posłuchać audycji z Polskiego Radia Czwórki, prof. Jarema Słowiak w kwadrans opowiada o tym, co się w Wietnamie działo i dlaczego do tego konfliktu doszło.

Przy okazji dowiecie się, czy w Wietnamie byli Polacy.

Żeby zobaczyć zdjęcia i ewentualnie poczytać po angielsku artykuły o pielęgniarkach w czasie wojny wietnamskiej, zapraszam Was do dwóch artykułów w portalu ABC.NET

Artykuł Nikoli Heath jest właśnie o naszej powieści:

A artykuł Adama Harveya opowiada o Dorothy 'Dot’ Angell, prawdziwej pielęgniarce, która przetrwała piekło wietnamskiej wojny:

A jeśli ktoś ma ochotę na znacznie więcej (jednak po angielsku), to można zajrzeć do opracowania na stronach Departamentu Obrony USA, gdzie jest ponad 400 stron autorstwa Johna Schlighta „The War in South Vietnam The Years of the Offensive 1965-1968”. Przy czym osoby bardzo zainteresowane mogą czytać całość lub fragmenty, ale zachęcam, żeby tam zajrzeć i obejrzeć zdjęcia z tego okresu. Pod koniec jest sporo takich „ciekawostek”, jak budowanie kaplic przez duchownych w obozach wojskowych, projekty ulotek, jakie zrzucano na tereny Wietnamu, a które miały dotrzeć do niepiśmiennych Wietnamczyków.

A na koniec jedno zdjęcie, które na mnie zrobiło ogromne wrażenie – oto obóz Cu Chi, o którym czytamy w „Kobietach”.

By SPF William F. Abbott, DASPO – NARA via Fold3, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=75587417

I małe zadanie domowe – Czy pamiętacie, jakie było pierwsze zdanie, które Frankie usłyszała, kiedy po dwóch turach służby w Wietnamie wróciła do domu? Od niego zaczniemy kolejną część naszego Razemczytania.


DO DOMU! HURRA?

(Ta część tekstu może zawierać informacje zdradzające treść powieści.)

Wczoraj napisałam w odpowiedzi na jeden z komentarzy pod tym wpisem, że moja wiedza o wojnie w Wietnamie jest taka „popkulturowa”, jakiś serial tu, jakaś powieść tam, pewnie jakiś film dokumentalny oglądany bez zaangażowania i uwagi. Ale przyznam się Wam, że szokiem było uświadomienie sobie (bo tu wiedzy zabrakło zupełnie), jak wielkim wyzwaniem był dla amerykańskich żołnierzy i każdego, kto tam stacjonował, powrót do domu z Wietnamu.

I tu zacznijmy od ogólników – weteran dobrze wygląda na państwowych uroczystościach, ale na co dzień powinno ich nie być, bo są problemem. I to stwierdzenie dotyczy zapewne wielu krajów. Niestety bardzo mocno dotyczy Ameryki, tam kwestia weteranów wielu działań wojennych poza granicami Stanów Zjednoczonych wraca jak bumerang. Brak efektywnych rozwiązań systemowych, niejasne warunki przyznawania pomocy, jakość tej pomocy i jej adekwatność do potrzeb, traktowanie rodzin weteranów, bo nie zapomnijmy, że w wojskowej rodzinie „na misji” jest nie tylko ten w mundurze, jego żona, mąż, rodzice czy dzieci też żyją pod presją, w stresie i strachu.

W sytuacji, kiedy z wietnamskiego frontu zaczęli wracać żołnierze i personel pomocniczy, problem był jeszcze bardziej złożony, bo brak akceptacji dla zaangażowania Ameryki w ten konflikt był ogromny i niechęć, a może raczej wrogość, przekładała się również na tego przysłowiowego szeregowego, a nie tylko na prezydenta i dowódców. Problem był o tyle głęboki, że wielu zaciągało się na tę misję jako ochotnicy, bo propaganda krzyczała, że tak trzeba, że to patriotyczne, że to ochroni Amerykę przed odległym, ale groźnym wrogiem. Jednak protestujący pacyfiści nie wiedzieli jednego, a może raczej nie chcieli tego dopuścić do świadomości – patriotycznie zmanipulowany poborowy trafiał do piekła wietnamskiej dżungli i w sumie szybko uświadamiał sobie, że to nie jest takie bohaterskie jak na plakatach propagandowych, że nie zabija groźnych, uzbrojonych w maczety i karabiny wojskowych, tylko bombarduje, podpala i ostrzeliwuje wioski, gdzie są kobiety i dzieci. I nawet jeśli docierało do niego, że rzeczywistość jest straszna, to przecież nie mógł tak po prostu powiedzieć „dziękuję, już nie chcę tu być, chcę wrócić”. I ci powracający nie tylko przywozili ze sobą wszystkie wojenne traumy. Oni przywozili też poczucie, że tam było piekło, a tutaj zdradził ich własny kraj. I ta zdrada ciągnęła się dalej, kiedy już liczyli na pomoc i zrozumienie.

Weźmy Frankie i wszystkie inne kobiety, które brały udział w tych misjach. Co słyszały najczęściej? „W Wietnamie nie było kobiet!”. Kropka. Nie ważne, że ktoś jest jedną z nich, nie ważne, że one walczyły o życie żołnierzy dosłownie unurzane we krwi. Nie było kobiet, w domyśle na linii frontu, nie brały udziału w działaniach bojowych. Pokrętna logika, ale powiedzmy, że prawdziwa… Jakoś… Ale nie da się dyskutować z tym, że jednak brały udział w działaniach, które były bezpośrednimi konsekwencjami tego, co się na froncie działo. Nie! To nie to samo! Ile razy czytaliśmy takie opinie w powieści? No, może i kobiety były, ale jeśli, to siedziały gdzieś bezpiecznie w Sajgonie i przekładały papiery. Ewentualnie cukierki i nową rolkę taśmy filmowej zawiozły do jakiegoś bezpiecznego obozu, z dala od frontu. I weź tu tłumacz ludziom, że to nieprawda, skoro oni wiedzą lepiej. Bezsilne, bez pomocy, skazane na milczenie, lekceważone i najchętniej pewnie zepchnięte w najciemniejszy kąt i zmuszone do zaprzeczania prawdzie.

Jak Wam się czytało tę część powieści? Te ciągłe udowadnianie, że kobiet na froncie nie było? To poczucie bezsilności i pozostawienie samym sobie? Odmowy pomocy?

A do tego początkowe reakcje rodziny? Nie mów, nie opowiadaj, nie przynoś wstydu?

Ja przyznaję, że trudno mi było uwierzyć, że to prawda, że to rzeczywiście tak wyglądało. Ale poczytałam sobie co nieco i niestety… Tak było.

I zapytałam Was kilka dni temu, jakie pierwsze zdanie usłyszała Frankie po powrocie do domu. Jeszcze na ulicy przed lotniskiem Ameryka powitała ją wrzaskiem: „Nazistowska dziwka!”. A w domu na jej widok ojciec powiedział: „Frankie. Wiedzieliśmy, że przyjeżdżasz?”. Mama była nieco cieplejsza: „Moja dziewczynka. Dlaczego nie zadzwoniłaś?”. Nie ma powitania bohaterki, nie ma celebrowania tego, że udało jej się wrócić w jednym kawałku i nie brakowało jej żadnej kończyny. Nie ma szalonej radości, że w końcu jest, wróciła. Nie… Jest poczucie, że dla rodziców problemy i ukrywanie prawdy dopiero teraz zacznie się na dobre.

Wiele osób podkreślało, że w tej drugiej części mieli poczucie, że autorka przesadziła, że chciała podkreślić dramat Frankie i rzuciła na nią wszystkie możliwe nieszczęścia. Też mieliście wrażenie, że spadło na nią za dużo? Że to mało prawdopodobne, żeby aż tyle przydarzyło się jednej osobie? Bo ja w pierwszym odruchu miałam takie myśli – katastrofa goni katastrofę, przesada. A potem pomyślałam, że w sumie, to nie jest takie niemożliwe, szczególnie, że u podstaw wszystkiego jest trauma, a potem przychodzi alkohol i tabletki. A cała reszta to już tego konsekwencje.

No i dwie bardziej osobiste sfery w opowieści o Frankie – jej rodzice i jej życie miłosne. Polubiliście w końcu jej rodziców? Bo ja ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, trochę tak. I nie, nie uważam, że są bez winy i ich przeszłość wszystko tłumaczy. Ale powiedzmy, że przestałam ich tak surowo oceniać.

I której z jej miłości kibicowaliście? A kogo z mężczyzn jej życia pogonilibyście z widłami? Bo ja miałam taką potrzebę, przyznaję.

Ale najbardziej podobało mi się zakończenie. Może zbyt naiwnie optymistyczne, może idealistyczne, ale zbudowanie czegoś na gruzach, przepracowanie własnych traum tak, żeby doświadczenie i wiedza przydawały się innym, uznaję za piękne zamknięcie. Tak, może zbyt piękne, ale wolę takie niż jakiś dramat i tragedię. A przyznaję, że w pewnym momencie spodziewałam się, że happy endu nie będzie.

Napiszcie, jak Wam się czytało drugą część powieści? Co Was zachwyciło? Co rozczarowało? Co zdziwiło pozytywnie lub negatywnie zaskoczyło? I czy takiego zakończenia się spodziewaliście?


POWOLI KOŃCZYMY

(Wszystkie materiały w tej części są „neutralne informacyjnie” i nie zdradzają żadnych szczegółów akcji, o których nie napisałby wydawca w materiałach o tej powieści.)

To będzie ostatnia tak w pełni dotycząca „Kobiet” część i w zasadzie będzie małym podsumowaniem i może troszkę inspiracją do dalszego czytania. Od razu uprzedzę, że pojawi się też pełna recenzja tej powieści, ale dopiero za kilka dni i jako normalny wpis (chociaż tutaj go oczywiście zlinkuję).

Zacznę od pytania, które sama sobie zadaję najczęściej, kiedy zamykam książkę po przeczytaniu ostatniej strony – czy powieść dała mi to, czego się spodziewałam? Czy może była zaskakująco lepsza od moich oczekiwań? A może, co smutne, rozczarowała?

Dopiero później zastanawiam się nad jakimikolwiek ogólnymi ocenami. A te zazwyczaj wcale nie są takie łatwe. Bo ja bardzo często zmieniam zdanie o książce po jakimś czasie. Bo zdarzają się takie powieści, które po przeczytaniu oceniam… średnio. A po miesiącu, dwóch, po pół roku okazuje się, że one nadal siedzą mi w głowie, zostały mi po nich spore emocje, wracam do pojedynczych scen, nadal rozpamiętuję zachowania bohaterów. I wtedy, za to „zostanie w głowie” zazwyczaj ocena idzie w górę. Bo najgorzej jest z takimi tytułami, które po dwóch miesiącach są pustym tytułem i nawet nie do końca pamiętam, o czym były.

A trzeci element mojej oceny zazwyczaj dotyczy tego, czy książka mnie czegoś nauczyła i jednocześnie zachęciła do poczytana o czymś, dowiedzenia się więcej.

Przy „Kobietach” przede wszystkim byłam bardzo pozytywnie zaskoczona treścią i tym, że obiecane pokazanie wojny w Wietnamie z perspektywy kobiet rzeczywiście tam było. A drugi wielki plus to był sposób opowiedzenia tej historii, z wielkimi emocjami w treści, ale bez przesadnych emocji w zdaniach, bez dramatyzmu języka i, co może wynikać z małego zboczenia zawodowego, że to zauważam, z takim psychologicznym prawdopodobieństwem zachowań i działań z uwzględnieniem tamtych czasów i realiów kulturowych. Przy czym to wszystko wynika zapewne z doskonałego „researchu” zrobionego przez autorkę, z wiedzy wyniesionej z rozmów z ludźmi, którzy to przeżyli i tego, co pojawia się w ich wspomnieniach. Ale biję jej brawa za to, że na potrzeby powieści nie chciała tego ani łagodzić, ani podkręcać. Marketing nie zabił szacunku do prawdy.

Ogólna ocena powieści to w tej chwili zapewne 7/10, ale jeśli „Kobiety” zostaną ze mną tak intensywnie przez kolejne tygodnie, jak to się dzieje w tej chwili i nadal będę wręcz rozpamiętywać poszczególne sceny, to pewnie będzie to mocne 8/10.

I to, co uważam za najważniejsze – Kristin Hannah skłoniła mnie do poczytania znacznie więcej o tym, jak wyglądały losy personelu pomocniczego w Wietnamie, a szczególnie kobiet, które trafiły tam nie tylko jako pielęgniarki.

A jak Wasze oceny, wrażenia i przede wszystkim, czy uważacie, że „Kobiety” zaskoczyły Was pozytywnie, czy może jednak rozczarowały, bo spodziewaliście się więcej? I czy może jest wśród nas osoba, dla której była to pierwsza czytana powieść o tematyce wojennej? Jeśli tak jest, to jak wrażenia?

I jeszcze jedno pytanie – co sądzicie o pracy tłumaczki, pani Anny Zielińskiej, która tłumaczy chyba wszystkie powieści Hannah, które wydaje w Polsce Świat Książki, a przynajmniej wszystkie wydawane ostatnio? Poradziła sobie i chwalimy, czy mamy jakieś zastrzeżenia?

A teraz mała niespodzianka i może inspiracja do poczytania nieco więcej.

Pani Hannah napisała sporo powieści. Poniżej macie długą listę ze wskazaniem, co wyszło po polsku, a okazuje się, że z jej głównych powieści – wszystko.

  • A Handful of Heaven (1991) – Wspólnicy
  • The Enchantment (1992) – Wyprawa 
  • Once in Every Life (1992) – Szansa
  • If You Believe (1993) – Zagubieni
  • When Lightning Strikes (1994) – Błyskawica
  • Waiting for the Moon (1995) – Otchłań
  • Home Again (1996) – Powrót do domu 
  • On Mystic Lake (1999) – Zdarzyło się nad jeziorem Mystic 
  • Angel Falls (2000) – Cudowna moc miłości 
  • Summer Island (2001) – Jedyna z archipelagu 
  • Distant Shores (2002) – Odległe brzegi
  • Between Sisters (2003) – Pomiędzy siostrami 
  • The Things We Do for Love (2004) – Rzeczy, które czynimy z miłości 
  • Comfort and Joy (2005) – Wyśnione szczęście 
  • Magic Hour (2006) – Magiczna chwila 
  • Firefly Lane (2008) – Firefly Lane
  • True Colors (2009) – Prawdziwe kolory 
  • Winter Garden (2010) – Zimowy ogród 
  • Night Road (2011) – Nocna droga 
  • Home Front (2012) – Na domowym froncie 
  • Fly Away (2013) – Pozwól odejść (kontynuacja Firefly Lane)
  • The Nightingale (2015) – Słowik 
  • The Great Alone (2018) – Wielka samotność 
  • The Four Winds (2021) – Gdzie poniesie wiatr
  • The Women (2024) – Kobiety 

A gdybyście się zastanawiali, w jakiej kolejności je czytać, to może pomoże zestawienie najwyżej ocenianych powieści Hannah według użytkowników portalu Goodreads:

  1. Słowik
  2. Kobiety
  3. Wielka samotność
  4. Gdzie poniesie wiatr
  5. Firefly Lane
  6. Zimowy ogród
  7. Nocna droga
  8. Na domowym froncie
  9. Magiczna chwila
  10. Pozwól odejść

COŚ EKSTRA!

Mamy dla Was małą niespodziankę, czyli coś ekstra do powieści „Kobiety” Kristin Hannah i nie tylko do niej!

Przy każdym Razemczytaniu będziemy dla Was mieli małe niespodzianki i zazwyczaj będą to grafiki związane z powieścią, które możecie wykorzystać w dowolny sposób. Możecie je wydrukować i używać jako zakładek albo wkleić do zeszytu, w którym zapisujecie swoje przeczytane książki. Możecie je też wrzucić do wirtualnych notatek o przeczytanych powieściach.

Poniżej macie dwie grafiki tematycznie związane z „Kobietami”.

Do tego będzie zawsze kolorowanka tematyczna, czyli grafika z tytułem i nazwiskiem autora lub autorki przygotowana jako czarno-biała, czyli idealna na wieczorne zabawy z kredkami lub mazakami. Możecie mieć dzięki temu zbiór własnoręcznie pomalowanych pamiątek po wszystkich Razemczytaniach.

Poniżej macie kolorowankę do „Kobiet”.

A na koniec coś, co przyda się nie tylko przy każdym Razemczytaniu, ale również jako sposób na prowadzenie notatek o wszystkich przeczytanych tytułach, czyli „Kartka z czytelniczego pamiętnika”, gdzie macie miejsce na informacje o danym tytule, miejsce na notatki, cytaty, wpisanie imion ulubionych bohaterów itp. Ja się przyznaję, że sama od kilku lat mam specjalny zeszyt, w którym wklejam wydrukowane mini wersje okładek, zapisuję co i kiedy czytałam i do tego krótkie opisy danej powieści. Świetna sprawa, kiedy chce się coś sprawdzić albo po prostu przejrzeć takie notatki prawie jak wspominkowy album rodzinny. Dlatego przygotowaliśmy dla Was projekt takiej „Kartki z czytelniczego pamiętnika”. Możecie jej używać do Razemczytań i nie tylko!


PEŁNA RECENZJA

Pełną recenzję książki „Kobiety” Kristin Hannah znajdziecie w tym wpisie:

Aga

Jeśli doceniasz to, co robimy i chcesz pomóc nam tworzyć więcej takich treści, postaw nam wirtualną kawę.

To drobny gest, który daje nam wielką motywację. Dzięki!

Co o tym sądzisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 komentarz
  • Pimposhka
    23 sierpnia, 2025

    Zobaczyłam ten wpis jak akurat kończyłam 'Piekarnię’, więc szybko zamówiłam próbkę na Kindle, a potem jeszcze szybciej całą książkę. Na razie mi się bardzo podoba, chociaż faktycznie protagonistka nieco naiwna. Ale ja lubię ziemniaki w każdej postaci ;).

    • intensywni
      23 sierpnia, 2025

      Też lubię ziemniaki w każdej postaci :)))))) I to zarówno te na talerzu, jak i te metaforyczne, powieściowe.
      I u mnie od razu włączyło się patrzenie przez pryzmat opisu amerykańskich kobiet z tamtych czasów z innych powieści i moje początkowe „naprawdę naiwna” zaczęło się zamieniać w zupełnie inny odbiór tej dziewczyny. Ale też mogę się przyznać, że ja już skończyłam (ale kto organizuje razemczytanie, ten raczej powinien pierwszy… chyba…) i im dalej w las tej książki, tym odczucia coraz bardziej złożone i chwilami miewałam bardzo mieszane uczucia.
      pozdrawiam Aga

  • Beata
    25 sierpnia, 2025

    Oj tam, naiwna. Ale wczujmy się w kobiety z tamtych lat. Co powiedzą o nas dwa pokolenia później? Moim zdaniem i tak jest bardzo postępowa jak na tamte czasy, jestem dopiero na oddziale 71. Nie chcę spoilerować, więc tylko powiem, że pomyślmy o Frankie na tle „jej czasów”.

    • intensywni
      26 sierpnia, 2025

      Ha! Właśnie o tym będziemy dzisiaj dyskutować na Instagramie i tutaj, czy rzeczywiście taka naiwna, czy może my, współcześni czytelnicy, musimy przestać „mierzyć własną miarką”, a spojrzeć na nią i całe jej otoczenie przez pryzmat tamtych czasów, relacji, norm i standardów życia.
      Ale ja się zgadzam w 100%, że naiwności nie widzę, widzę bunt, postępowość, łamanie norm i walkę o swoje – na miarę tamtych czasów.
      (I już jest porządek, bo nie zauważyłam, że w tych dwóch komentarzach była różnica… za wczesny ranek :))))))
      pozdrawiam Aga

  • Agnieszka
    26 sierpnia, 2025

    Zgodzę się, że kiedyś kobiety były inaczej wychowane i były się? mieć dostrzec rzeczywistość. Ale spójrzmy chociaż na nasze babcie. Przynajmniej u mnie, znałam tylko jedną, siedziała w domu bo mąż zabronił iść do pracy. Mama do tej pory wspomina, jak całe rodzeństwo było na tyle dorosłe, że babcia postanowiła iść do pracy. W domu były awantury, tak długo aż z niej zrezygnowała. Dla naszego pokolenia,coś takiego nie mieści się w głowie. Jestem na tej 216stronie i dla mnie Frankie jest młodziutką dziewczyną, która szuka siebie, w brutalnym świecie. Jeszcze chce wierzyć w to, co jej wpajano w dzieciństwie i młodości, obawiam się, że w którymś momencie przyjdzie załamanie i „zejście na ziemię „. Jestem ciekawa jakie będą jej dalsze losy.

    • intensywni
      26 sierpnia, 2025

      Oj było inaczej. Takich opowieści o rodzinie buntującej się wobec ambicji kobiet to ja się tez nasłuchałam, chociaż akurat moje obie babcie pracowały, ale to wynikało z dramatycznych konieczności, a nie chęci realizowania siebie.
      Pięknie to napisałaś, że Frankie szuka siebie, bo ja miałam dokładnie takie samo odczucie, że ona próbuje dorosnąć w zgodzie ze sobą, ale też za wszelką cenę starając się nie zawieść rodziców i zasłużyć na ich uznanie jako bohaterka. Szkoda, że oni mieli tak inne plany i oczekiwania – ślub, dzieci i domek w sąsiedztwie…
      pozdrawiam Aga

  • Beata
    26 sierpnia, 2025

    UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY – Jeśli chodzi o matkę, to kiedy usłyszałam (audiobook) jej reakcję na wiadomości przyniesione przez dwóch wojskowych, a potem jej „Nie waż się być bohaterką” i co mówiła o swoim ojcu po II wojnie, to poczułam się, jakby zdradziła. Dlaczego od razu nie negowała tych pochwalnych peanów na temat wojskowej tradycji rodziny??? Ale znowu sobie przypomniałam i wyobraziłam taką typową panią domu z tamtego okresu, z idealnie spiętym kokiem, zawsze w butach na obcasie (nawet w domu) i świeżo upieczonym ciastem w każdy weekend… Za to Frankie – uwielbiam ten moment, kiedy dociera do niej to, co wcześniej nawet nie przeszło jej przez myśl – kobiety też mogą być bohaterkami, też mogą tworzyć historię, niemal czułam jak ta myśl jej rośnie w głowie.
    Za to ojciec… Ech… Sam na wojnie nie był, a najgłośniej o tym mówił. Żeby tylko nikt nie zaczął się zastanawiać i podważać jego autorytetu.

    • intensywni
      26 sierpnia, 2025

      UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY – Mamusia mnie denerwuje i mam podobnie – wiem, że jej rola była taka, jaka była, ten kok, ta sukienka, ten uśmiech wbrew wszystkiemu – ale jednak to jej dzieci. I na dodatek mam poczucie, że skoro ona była z lepszej rodziny, a mąż się „wżenił w pieniądze”, to jednak miała coś do powiedzenia, chociażby z tego powodu, że to o nią zabiegano, to dzięki niej pan McGrath stał się tym, kim się stał. Ale nie, wtedy nie zdecydowała się na inne zachowanie. (Chociaż – uwaga lekki spoiler – pod koniec powieści zaczęłam na nią patrzeć nieco łaskawiej i już nie miałam ochoty walić patelnią.) Co do papy McGratha – hipokryzja zaawansowana, szkoda, że jego peany ku chwale bohaterstwa rodziny zostały „opłacone” losami jego dzieci. A podejrzewam, że jego pozycja w społeczności Coronado powodowała, że nikt nie pytał, nikt nie kwestionował, ale (i tu znowu mały spoiler), to nie do końca będzie taka piękna „inscenizacja” – w końcu ktoś zapyta głośno o te jego dokonania i bohaterstwo.
      Uwielbiam z Wami dyskutować!!!
      Pozdrawiam Aga

  • Beata
    26 sierpnia, 2025

    A jeśli chodzi o książki z tamtego okresu – Służące (a propos wątku Barb) i Kiedy kobiety były smokami (też wątek przełamywania konwenansów, ale trochę fantasy – a może nie?…. 😉 )

    • intensywni
      26 sierpnia, 2025

      Ooooo, super! Wyjdzie nam lista książek o kobietach z tamtych lat. „Służące” czytałam, świetne!
      pozdrawiam Aga

  • Beata
    29 sierpnia, 2025

    Pierwsze słowa… „Mogłaś zadzwonić”? Chyba…

    Myślałam, że ten obóz to klatki w dżungli, kilaset… A to wygląda jak obóz koncentracyjny z prawdziwego zdarzenia.

    Jak zaczynałam książkę, to miałam sporo myśli typu „czy ja jestem pewna, że chcę to czytać”. Od liceum nie lubię książek o wojnie. Może to uciekanie, ale tyle wtedy wchłonęłam, że wystarczy mi do końca wrażliwości na te tematy. Tutaj byłam pozytywnie zaskoczona, że był to bardziej opis pielęgniarek, lekarzy z… pacjentami. Tak, to były ofiary walk, ale nie oni byli dla mnie głównymi bohaterami. I tak, jak piszesz – ta próba zachowania choć namiastek normalności, żeby nie oszaleć, nie stracić człowieczeństwa w tym całym wojennym obłędzie.

    Dzięki za polecenie tej książki.

    • intensywni
      30 sierpnia, 2025

      O tym pierwszym zdaniu, to w przyszłym tygodniu 🙂
      Ten obóz na zdjęciu w tekście, to amerykański obóz wojskowy, nie ten wietnamski, gdzie przetrzymywano potem jeńców, nie udało mi się znaleźć zdjęć tamtego.
      A co do czytania o wojnie… Jesteśmy bardzo podobne, jak się okazuje, bo ja też czytałam w czasach licealnych wszystko, z pamiętnikami z oblężenia Stalingradu włącznie. A teraz moja reakcja jest taka: „A to o wojnie? To nie, raczej nie.” Może dlatego też podświadomie omijałam panią Hannah tak skutecznie. I też się cieszę, że akurat ten tytuł stał się pierwszym w Razemczytaniu. Ciekawe, co nam wyjdzie jako drugie? Na pewno nic o wojnie! :)))))
      pozdrawiam Aga

  • Pimposhka
    1 września, 2025

    UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY – Skończyłam. To zdecydowanie książka dwóch połówek, czyli akcja w Wietnamie i po powrocie. Czy bohaterka jest naiwna? Nie zgadzam się i uważam, że fajnie to opisałaś aby patrzeć przez pryzmat tamtych lat. Podobało mi się, że była panienką z dobrego domu i nie było w książce wątków problemów finansowych. Natomiast zgadzam się z opinią, że trochę jakby dotknęły ją wszystkie możliwe plagi. Trochę za dużo jak na jedną Frankie. Podsumowując książka mi się podobała, faktycznie zachęciła mnie aby bardziej przyjrzeć się wojnie w Wietnamie bo tak naprawdę mało o niej wiem, tyle co z filmów. Im dalej w tekst, tym rodzice bardziej mi się podobali.

    • intensywni
      1 września, 2025

      UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY – W zasadzie mogę się podpisać pod wszystkimi opiniami wszystkimi kończynami. Cały czas jakoś tak mi chodzi po głowie to, że te wszystkie plagi spadły na nią jedną, w mniej więcej tym samym czasie i czy to nie przesada ze strony autorki. A potem przypominam sobie, to słynne, że nieszczęścia chodzą parami, moja babcia mówiła, że trójkami, a u nas w domu wręcz twierdzimy, że czwórkami i wtedy już ten zalew katastrof wcale nie wydaje się taki nieprawdopodobny, tym bardziej, że one chyba w wielu elementach wynikają jedna z drugiej.
      I tak, rodzice na szczęście zaczynają budzić sympatię, może nie wielką, ale jednak. Ubawiło mnie przeokropnie, kiedy pojawił się ten opis, że ojciec jest modnie ubrany i ma fryzurę na czasie.
      I tak, też mam wrażenie, że moja wiedza o wojnie w Wietnamie jest szczątkowa i raczej „popkulturowa” niż historyczna. Wprawdzie nie sądzę, żebym czytała jakieś potężne opracowania, ale pewnie poszukam sobie jakieś sensowne filmy dokumentalne do oglądania przy dzierganiu : )))
      pozdrawiam Aga

  • Beata
    2 września, 2025

    UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY – O, jak mnie wkurzało to „w Wietnamie nie było kobiet”… To, że ojciec był hipokrytą, to mnie jakoś nie zaskakiwało, ale kiedy Frankie była wypraszana z grup wsparcia, to było dla mnie za dużo. Nawet pamiętając, że to „tamte” czasy, wkurzało mnie to okropnie.
    Trochę zawiodłam się na Psychiatrze (moja pamięć do imion), że w czasie jednego z przyjęć nie stanął w jej obronie. W końcu był facetem, mógł zwrócić uwagę jej ojcu, że „helou, jak nie było, jak jedna z nich tu jest, między gośćmi”. Bo w końcu był facetem, czyli „na równi”…

    Z miłości Frankie, najbardziej kibicowałam właśnie Psychiatrze. On jeden najlepiej ją rozumiał. Nie kochała go, owszem (na początku), ale znowu – skoro mamy patrzeć na jej postać przez pryzmat „tamtych” czasów – wiele małżeństw polubiło się, pokochało i zaprzyjaźniło dopiero po fakcie, więc mialam nadzieję, że tu też się tak stanie. Ale może ich wspólna strata była zbyt silna, żeby zostać razem „mimo” , a nie „dzięki”.

    • intensywni
      2 września, 2025

      UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY – Na te sytuacje z wypraszaniem z grup wsparcia reagowałam tak samo – taka bezradna wściekłość na nieludzkie zachowanie.
      Pan Psychiatra, czyli Henry, kilka razy mnie wkurzył tym, że więcej w nim było ze specjalisty troszczącego się o pacjentkę niż faceta kochającego kobietę (nawet po przejściach). Ale masz rację, ten wieczór i przyjęcie, kiedy nie powiedział dosadnie, że oto mamy tutaj kobietę prawie prosto z frontu w Wietnamie, to było co najmniej dziwne. Stchórzył? nie chciał trudnej dla wszystkich sytuacji?
      I bardzo mi się podoba Twoje określenie, że nie udało im się zostać razem „mimo”, a nie „dzięki”, to jest świetne podsumowanie tej relacji.
      pozdrawiam Aga

  • Pimposhka
    3 września, 2025

    UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY – Z jednej strony cieszyłam się, że już nie było opisów wojennych ale z drugiej strony to ta akcja w Wietnamie była dla mnie bardziej interesująca i 'świerza’. Natomiast fajnie, że autorka poświeciła też tyle czasu właśnie temu co się działo po. To co działo się z weteranami można zobaczyć w Forrest Gump albo Urodzony 4 lipca więc trochę miałam pojęcie o tym, co się działo jak weterani wrócili. Wiedziałam, że Ray wróci. Jamie też w sumie. Ale najbardziej liczyłam na to, że Finlay się gdzieś znajdzie. Domyślam się, czy raczej taką mam nadzieję, że Frankie i Jamie się zejdą. Mnie najbardziej wkurzyło, jak Frankie została zwolniona ze szpitala po zrobieniu tracheotomii. A opisy mody i tego, że każdy był ubrany w POLIESTROWE ubranie mnie bawiło.

    • intensywni
      3 września, 2025

      UWAGA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY – Koszule non-iron rządziły, nawet u mnie w domu te lata ’70 „dopadły” mi tatę i gdzieś dorwali poliestrową kolorową koszulę z wielkim kołnierzem i podobno był cały dumny, bo taki zachodnio modny :))))) Ale wracając do książki, to ta tracheotomia z jednej strony mnie zdziwiła i zdenerwowała, ale szybko doszłam do wniosku, że nie mam się czemu dziwić, pielęgniarka nawet dzisiaj może trafić na lekarza, który jej pokaże, gdzie jej miejsce i jeśli wykaże inicjatywę, a nie daj boże, obnaży to jakieś braki pana doktora… Poza tym Ameryka chyba już wtedy żyła „procesami o wszystko”, więc co z tego, że uratowała życie, ale poza kompetencjami.
      Co do filmów, to ja jestem ta „filmo-oporna”, więc „Forresta” oglądałam dawno temu i w sumie pamiętam jakieś urywki, a „Urodzonego 4 lipca” wcale. Ale za to czytałam kilka lat temu potężny reportaż o weteranach po Afganistanie i za oceanem, i u nas. I skóra mi cierpła, jak to wygląda.
      I chyba podobnie jak Ty, cały czas pod koniec miałam nadzieję, że schodami z samolotu zejdzie też Finley, że to będzie taki jeszcze jeden mały cud.
      pozdrawiam Aga