Wszystko zaczęło się zupełnie niewinnie: zdobyliśmy na Gamefound (platforma wspierania gier planszowych) grę „Voynich Puzzle”. Otwierasz pudełko, widzisz te rośliny jak z botanicznego snu w wysokiej gorączce i myślisz: ale czemu to wygląda jak okładka zielnika z innego wymiaru? I wtedy, tak zupełnie mimochodem, pojawia się myśl, która później nie daje spokoju: a może by tak sprawdzić, o co w tym całym manuskrypcie chodzi? No i przepadłem. Bo historia manuskryptu Wojnicza to jeden z tych tematów, które zaczynasz „tylko na chwilę”, a kończysz trzy godziny później, przeglądając skany w wysokiej rozdzielczości z Yale i zastanawiając się, czy właśnie odkryłeś literę, czy tylko plamę po atramencie sprzed sześciuset lat.

Oto, co wiemy na pewno. Manuskrypt powstał na początku XV wieku – badania radiowęglowe pergaminu wykonane w 2009 roku wskazały przedział 1404–1438. Tekst zapisano zwyczajnym dla epoki atramentem żelazowo-galusowym, a analiza nie wykazała żadnych śladów późniejszego fałszerstwa. Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z autentycznym średniowiecznym rękopisem. I tu człowiek mógłby pomyśleć, że dalej będzie już tylko nudno, ale to właśnie moment, w którym historia dopiero zaczyna się rozkręcać.

Całość zapisana jest alfabetem, którego nie znajdziemy w żadnym innym tekście. To nie łacina, nie hebrajski, nie greka, nie znany szyfr. Kryptolodzy z okresu I i II wojny światowej próbowali go rozgryźć – bez efektu. William Friedman, jeden z najwybitniejszych specjalistów od łamania kodów w ogóle, poddał się po latach badań. Dzisiejsze analizy komputerowe potwierdzają tylko jedno: tekst zachowuje statystyki naturalnego języka, ale nikt nie potrafi ustalić, jakiego. Ktokolwiek to pisał, zostawił nam wiadomość – tylko zapomniał dorzucić instrukcję obsługi.

Rysunki dopełniają obrazu tajemnicy. Rośliny, których nie da się jednoznacznie zidentyfikować. Fragmenty przypominają znane gatunki, ale całość wygląda, jakby ilustrator opisywał naturę za pomocą pamięci kogoś, kto widział ją tylko przelotnie i pod złym kątem. Obok pojawiają się diagramy astronomiczne i astrologiczne, nagie kobiety zanurzone w systemach rur i zbiorników, zielniki i receptury, a wszystko to poukładane tak, jakby skryba naprawdę miał plan – tylko nam nie zdradził, jaki.

Do współczesności manuskrypt trafił dzięki Wilfrydowi Wojniczowi, polskiemu antykwariuszowi, który odkupił go w 1912 roku od jezuitów z okolic Rzymu. To on nadał tej historii rozmachu, pokazując księgę kryptologom, lingwistom i wszystkim, którzy kochają zagadki. Dziś manuskrypt spoczywa w Beinecke Library na Yale, gdzie można obejrzeć każdą stronę online. Ostrzegam: to wciąga jak królicza jama. Człowiek patrzy na te rośliny, te symbole i kąpiące się w zielonych nieckach postacie i zaczyna podejrzewać, że gdyby tylko udało się odczytać jedną stronę, cały świat nagle nabrałby sensu.

I oczywiście, w Internecie roi się od wpisów i filmów zapewniających, że „sekret manuskryptu został wreszcie odkryty”. Wystarczy zajrzeć na YouTube, żeby zobaczyć cały wachlarz teorii: że to ostrzeżenie przed nadchodzącą apokalipsą, że opisuje obcą planetę, że zapisuje wiedzę zaginionej cywilizacji, a nawet że zawiera przepis na eliksir nieśmiertelności. Oglądacie na własną odpowiedzialność – część jest fascynująca, część absolutnie szalona – ale prawda pozostaje niezmienna: oficjalnie manuskrypt nadal uznaje się za nierozszyfrowany.

I powiem Wam jedno: w tym tkwi jego urok. W świecie, w którym wszystko można znaleźć w sieci, w którym sztuczna inteligencja potrafi przeanalizować każdy symbol i każdy wzór, nadal istnieje księga, która nie daje się ujarzmić. Księga, która przez ponad sześćset lat opierała się wszystkim: mnichom, uczonym, kryptologom, komputerom. I nadal trwa. Cicha, zagadkowa, piękna.

A my? My zaczęliśmy od pudełka z grą „Voynich Puzzle”. Elementy na planszy ułożone? Oczywiście. Tajemnica rozwiązana? Ani trochę. Ale wcale nie o to chodzi. Czasem największa frajda kryje się nie w odpowiedzi, lecz w samej drodze, która do niej prowadzi. I w obietnicy, że może kiedyś, całkiem przypadkiem, to właśnie my trafimy na brakujący fragment układanki.

Andrzej

Jeśli doceniasz to, co robimy i chcesz pomóc nam tworzyć więcej takich treści, postaw nam wirtualną kawę.

To drobny gest, który daje nam wielką motywację. Dzięki!

Co o tym sądzisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Brak komentarzy jak do tej pory :(