Zdziwiłam się wczoraj, bo trafiłam na określenie, którego nie znałam – „mood reader” i nie, nie chodzi o człowieka czytającego w emocjach i odczuciach innych jak w otwartej księdze. Chodzi o sposób czytania książek, a dokładniej – wybierania kolejnych tytułów do czytania.

Mood reader to osoba, która wybiera swoje lektury zależnie od tego, jaki ma w danej chwili nastrój, jakie potrzeby emocjonalne odczuwa lub co wywołuje w niej ekscytację.

I to nie do końca jest równoważne ze stwierdzeniem: „czytam, co chcę”. Bo „czytam, co chcę” może też zawierać w sobie tytuły, które wybieramy popychani w ich kierunku reklamą i innym influencerskim hałasem i nie bardzo zastanawiamy się, czy nasze obecne emocje zniosą krwawy thriller, ale skoro wszyscy czytają… (to jest raczej przykład czytelniczego FOMO***). Mood reader nie kieruje się trendami i sugestiami zewnętrznymi. U niego zawsze najważniejsze jest pytanie, co współgra z nastrojem i owszem, może później szukać określonej „czytelniczej ofiary” wśród najgłośniejszych premier, ale jako pierwsze zawsze będzie to, co czuje w środku i czego potrzebuje.

Czytam to, co mam zaplanowane? To, co chcę? Czy to, czego potrzebuję w danej chwili?

Przeciwieństwem mood readera będzie TBR reader. TBR to skrót od To Be Read, czyli w skrócie Do Przeczytania. Taki 100% czytelnik TBR ma listę! Listę książek do przeczytania. W obecnych czasach często w Excelu, bo tam łatwiej dokonywać zmian, przemieszczeń, wykreśleń. Ale lista jest święta. Jeśli na liście jako kolejna książka jest akurat 600-stronicowa saga o hinduskich rodzinach skłóconych od stu lat, to będzie czytał o hinduskich rodzinach i nie ma znaczenia, czy naprawdę w tym dniu, w tym tygodniu ma ochotę akurat na takie opowieści. Lista! Lista rządzi, lista radzi, lista nigdy cię nie zdradzi.

Co ciekawe, na własnym przykładzie powiem Wam, że można w ciągu swojego czytelniczego życia wielokrotnie zmienić podejście od skrajnego mood do skrajnego TBR. Sporo lat temu powiedziałabym o sobie, że byłam bezapelacyjnie czytelniczką TBR. Lista musiała być, plan musiał być. Zmiana planu była bolesna, odczuwałam ją jako stawianie na głowie ustalonego porządku i wcale mi się to nie podobało. Znacznie później stałam się taką 80% mood reader. Główne pytanie zaczęło brzmieć: „A na co ja właśnie mam ochotę?”. Ale jak już coś zaczęłam, to nastrój mógł się zmienić, ale książka zostawała, czasem mordowana po dziesięć stron dziennie, ale skoro to czytam, to czytam, kropka. Obecnie poszłam jeszcze dalej, bo dociera do mnie, że w poniedziałek mogę czuć potrzebę czytania cosy historii o ograch zakładających kawiarnie i piekarnie. Ale w środę potrzebuję nieco więcej ekscytacji i dobry thriller będzie lepszy. Zaraz Wam podpowiem, co się doskonale sprawdziło w moim przypadku, żeby sobie z tymi zmiennymi potrzebami emocjonalnymi radzić.

Ale tak bardzo poważnie napiszę Wam, że kwestia tego, co czytam, jest u mnie elementem świadomego dbania o własną psychikę, poczucie emocjonalnego dobrostanu i często narzędziem, które pomaga mi regulować emocje, szczególnie w chwilach, kiedy życie wydaje się zbyt szybkie lub zbyt przytłaczające.

To wracamy do tego, że moje potrzeby czytelnicze bywają bardzo zmienne i jak sobie z tym radzę. Jako dorosła stałam się bardzo porządna i poukładana i mogłam mieć jednego audiobooka, jedną książkę papierową lub ebooka i czasami w ramach totalnego szaleństwa trzecią książkę w języku obcym, najczęściej po włosku lub rosyjsku. I czytamy, aż skończymy. I całkiem niedawno przypomniało mi się, jak czytałam jako dziecko, a może raczej, jak się czułam jako czytające dziecko. Książki były wszędzie! Nigdy! Ale to nigdy nie czytałam jednej książki. Pięć było bardziej prawdopodobne. Czytałam przy jedzeniu i nikt dorosły ani razu nie zwrócił mi uwagi, że nie wypada. I jako już bardzo odległa wiekiem od dzieciństwa osoba stwierdziłam, że chcę sprawdzić, jak mi będzie z takim szaleństwem teraz. I co się okazało? Dobrze mi. Doskonale mi! Bo zyskałam to, na czym mi w tej chwili tak zależy – możliwość wybierania tego, co danego wieczoru chcę czytać, zgodnie z nastrojem, zgodnie z potrzebą, a czasami po prostu zgodnie ze świadomością, że jestem zmęczona, zasnę za kwadrans, więc nie ma sensu sięganie po „Katabazę”, ale rozdział lekkiego romansu będzie idealny.

A jak tam u Was? Pytanie pierwsze brzmi, czy znaliście określenie „mood reader” i nie ukrywam, że zaprzeczenia: „a skąd!” poprawią mi humor. Drugie i już na poważniej – do którego typu czytelnika Wam bliżej? A może jesteście fanatycznym czytelnikiem lub czytelniczką TBR lub bezwarunkowym wyznawcą lub wyznawczynią czytania w klimatach „mood”?

I żeby nie było żadnych wątpliwości – w moich oczach żaden z tych sposób czytania nie jest lepszy lub gorszy. Sama, jak się okazuje, przerabiałam oba (chociaż nie wiedziałam, że to, co teraz robię, nazywa się „mood reader”, ale podoba mi się, że to ma nazwę) i nie wykluczam, że ponowny powrót do robienia bardziej lub mniej szczegółowych list „do przeczytania” jeszcze przede mną. Jeśli macie się zastanawiać, czy coś jest dobre albo złe, to tylko z punktu widzenia własnych potrzeb i tego, z czym Wy się dobrze czujecie w danej chwili, a z czym Wam będzie bardziej komfortowo jutro czy pojutrze.


*** FOMO – przepraszam, ale dzisiaj angielszczyzny nieco przesadnie dużo. FOMO, czyli Fear of Missing Out, to odczuwany, często silny, lęk przed przegapieniem czegoś istotnego, przed byciem pominiętym. Źródłem FOMO najczęściej bywa internet, a głównie media społecznościowe. W czytelniczym przypadku to stan, kiedy nieustannie sprawdza się informacje o najgłośniejszych premierach czy ekranizacjach książek, przegląda rankingi i listy najpopularniejszych powieści i czyta się to, co czytają, polecają, pokazują i promują inni, żeby być na bieżąco, nie odstawać od trendów i móc nonszalancko machnąć rączką i powiedzieć: „A tak, to już mam przeczytane.”.

Aga

Jeśli doceniasz to, co robimy i chcesz pomóc nam tworzyć więcej takich treści, postaw nam wirtualną kawę.

To drobny gest, który daje nam wielką motywację. Dzięki!

Co o tym sądzisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Brak komentarzy jak do tej pory :(