To było bardzo miłe zaskoczenie. Książka wybrana jako szybkie, łatwe „słuchadełko”, akompaniament do innych zajęć, okazała się ciekawą i wciągającą opowieścią o życiu.

Zacznę jednak od tego, że nie podoba mi się polskie tłumaczenie tytułu powieści, bo robi z niej romansidło. Angielskie „Penelope in Retrograde” zostało zamienione na „Penelope Banks szuka miłości”. Zapomnijcie o tym tytule! Ja wiem, że „Penelope w retrogradacji” brzmiałoby… dziwnie, ale oddałoby znacznie lepiej charakter tej opowieści.

W astronomii retrogradacja to ruch ciała niebieskiego, które pozornie obraca się lub porusza po orbicie w kierunku przeciwnym niż większość ciał w danym układzie orbitalnym, cytując Wikipedię.

Otóż Penelope od dawna nie mieszka w rodzinnym domu. Nie lubi nawet tam przyjeżdżać i żartuje, że to jedna z tych podróży i wizyt, które nie tylko trzeba potem okupić tygodniami terapii, ale od terapii u psychologa trzeba zacząć, nawet planując takie odwiedziny. Trudno jej spełniać oczekiwania rodziców, a raczej jest typowym przykładem jednego wielkiego rodzicielskiego rozczarowania. Studia nieskończone. Nie pracuje u tatusia, a zamiast tego pisuje książki i to takie, którymi mamusia nie może się pochwalić przed znajomymi, bo to romanse ze scenami łóżkowymi. Małżeństwo, na które rodzice patrzyli jak na odpust boży, skończyło się rozwodem po roku. A jakby tego było mało, jej siostra bliźniaczka to ucieleśnienie ideału i rodzicielskich sukcesów. A jednak Penelope jedzie na tegoroczne Święto Dziękczynienia, bo ma biznes plan i poczucie, że jeśli jej ojciec go nie sfinansuje, to zostanie jej „crowdfunding lub prostytucja” jako plany B. Komedio-dramat zaczyna się już w chwili lądowania na lotnisku, zamówiony samochód z kierowcą nie jest tylko dla niej, musi go dzielić z innym pasażerem… jej byłym mężem. A siostra już uprzedza, że w domu czeka współpracownik ojca, w oczach rodziców materiał na męża numer dwa. I tu Penelope panikuje i swoim sposobem zaczyna mówić rzeczy, które nie do końca są prawdziwe, kreować sytuacje, które zamiast pomóc jej wykaraskać się z kłopotów, tylko wszystko komplikują, a rodzina nie ułatwia. Nawet kochana babcia, która uwielbia dramę w życiu i telewizji jest w stanie zaprosić byłego męża Penelope, żeby sobie posiedział przy świątecznym stole państwa Banks, bo może wydarzy się coś ciekawego i będzie impreza. Niech żyją rozrywkowe babcie!

Więcej Wam nie zdradzę, ale napiszę tyle – bywa komicznie. Ale nie tylko…

Penelope w tej swojej retrogradacji, czyli w swoim bardzo specyficznym ruchu wstecznym, wraca do historii z przeszłości, do dawnych emocji, do ludzi, którzy byli dla niej ważni i często już ich nie ma. Zaczyna rozumieć, że od lat czuła się niedoceniania, niezauważana, niewystarczająca, ale czy sama się do tego nie przyczyniała? Czy głównie nie uciekała? Nie wycofywała się wtedy, kiedy trzeba było powalczyć o swoje, pokazać siebie? I nie, to wcale nie jest łatwe, to jest okropnie trudne i czasami łatwiej zrobić w tył zwrot i wyjść, czasami łatwiej wymyślić wymówkę i nie przyjechać, niż narażać się na nieprzyjemności i bycie stawianym pod ścianą. Bardzo podobało mi się stwierdzenie, które w jakimś momencie mówi Penelope, że przecież oni, jej rodzina, tak naprawdę nie znają tej prawdziwej jej z teraźniejszości, bo albo ich unika, a jak przyjeżdża do domu rodzinnego, to wyłazi z niej jej najgorsza wersja, dawna ona.

Jesteście ciekawi, czy tym razem nasza bohaterka zdecyduje się zostać, nie ucieknie i pozwoli swojej rodzinie poznać tą obecną córkę, siostrę, wnuczkę, byłą żonę, a jednocześnie da sobie szansę na poznanie obecnej wersji swoich rodziców? Nie zdradzę, poczytajcie sami. Ode mnie powieść pani Abrams dostała 8/10 za wszystkie ważne tematy, jakie porusza.

To nie jest literatura wysokich lotów, to jest przyjemna książka, która stanowczo wykracza poza ramy komedii romantycznej. Jest taką lekką wersją nurtu „healing”, czyli tego pozwalającego pogrzebać w emocjach, poczytać o cudzych przeżyciach i traumach po to, żeby zobaczyć, że można się leczyć, że rany mogą się zabliźnić, a happy end w tej czy innej formie może czekać za rogiem.

I jeśli nie pokochacie babci Rosie, to będę bardzo zdziwiona!

Aga

Jeśli doceniasz to, co robimy i chcesz pomóc nam tworzyć więcej takich treści, postaw nam wirtualną kawę.

To drobny gest, który daje nam wielką motywację. Dzięki!

Co o tym sądzisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Brak komentarzy jak do tej pory :(