Powieść promowana jako „współpraca gigantów narracji”. O ile przy Harlanie Cobenie wiele osób się z takim określeniem zgodzi, to przy Reese Witherspoon już trzeba sporo wyobraźni, żeby go użyć. Bo „Zanim powiesz żegnaj” („Gone Before Goodbye”) jest jej pierwszą powieścią, choć wcześniej pojawiła się jej książka kucharska z przepisami babci, nawiązująca do korzeni i wychowania Reese w południowych stanach USA. Ale to tyle.
Jeżeli dochodzi do współpracy pisarza, zazwyczaj znanego, z celebrytą, ujmując to szeroko, to pisarz wnosi warsztat, a celebryta wiedzę o swoim kawałku świata (modelingu, aktorstwie, polityce). I tu od razu przychodzą mi do głowy amerykańscy politycy i to z najwyższej stanowiskowej półki, bo taką współpracę podjął Bill Clinton (z Jamesem Pattersonem), co zaowocowało dwoma naprawdę niezłymi thrillerami „The President is Missing” i „The President’s Daughter” (u nas wydano jako „Gdzie jest prezydent?” i „Córka prezydenta”). Co ciekawe żona Clintona nie chciała być chyba gorsza i napisała razem z Louise Penny powieść „State of Terror” (u nas wydane jako „Stan terroru”) i to też thriller polityczny i moim zdaniem znacznie lepszy niż te mężowskie. Łapie za gardło prawdopodobieństwem wydarzeń.
Duet Coben i Witherspoon… co dostajemy z tej „współpracy gigantów narracji”? Żartobliwie powiem, że dostajemy „Cobenspoon”, czyli trochę to, trochę sio, ale nie jestem pewna, czy ten tandem powinien współpracować częściej.
Idąc tym tropem, o czym powinno być „Zanim powiesz żegnaj”? O czymś, co zna Reese, czyli ma związek z aktorstwem, akcjami charytatywnymi, prowadzeniem biznesu… Nie, okazuje się, że dostajemy „thriller medyczny”, mój cudzysłów zamierzony, bo z tym „medycznym” to ja mam wielki problem. Co wie o tym Coben? Nie wiem. Co wie Reese Witherspooon? Tym bardziej nie wiem, chyba że jako klientka super dyskretnych klinik medycyny estetycznej w Dubaju… Stop! Czas przykręcić złośliwość do minimum. Ale medycyna estetyczna w powieści będzie. Kliniki w Dubaju też.
I właśnie, co dostajemy od duetu Coben – Witherspoon? Główna bohaterka – Maggie McCabe – to specjalistka od chirurgii estetycznej i rekonstrukcyjnej. Ale ma też w swojej karierze wyjazdy na misje humanitarne i to w bardzo niebezpieczne regiony i doświadczenie służby wojskowej w korpusach medycznych na misjach. Podobnie jej mąż i ich najlepszy przyjaciel. W pewnym momencie cała trójka zakłada fundację, która ma zapewnić najlepszą opiekę lekarską i chirurgiczną na świecie każdemu, niezależnie od zasobów finansowych. A wszystko to dzięki inteligentnemu zastosowaniu najnowszych zdobyczy medycyny, które na przykład kwestie przeszczepów uczynią kosztowo sensownymi, bo mamy drukarki 3D i inne wynalazki XXI wieku. Jednak mąż Maggie ginie w dość dramatycznych okolicznościach, przyjaciel znika, a sama Maggie pogrąża się w żałobie i efektem tego jest też utrata prawa do wykonywania zawodu. I nagle pojawia się stary znajomy, który proponuje jej „zadanie”, nie do końca legalne, nie do końca jasne, ale na pewno dobrze płatne i na pewno pozwalające jej stanąć w sali operacyjnej. I tak, będą te kliniki w Dubaju, będą tajemniczy bogacze, finansujący fundacje, będą obozy dla uchodźców i ofiary pogromów, służby, tajemnice i „gang” motocyklowy też, a jak komuś mało, to jeszcze winnice we Francji i luksusowe kluby znowu w Dubaju i sztuczna inteligencja. Czy Maggie dowie się, jak naprawdę zginął jej mąż, co porabia przyjaciel i kogo tak naprawdę operowała? Aaaaa, i co zrobił lub nie zrobił jej teść?

I jak tak się człowiek zastanowi, co w tej powieści jest, to wydaje się, że naprawdę sporo tych srok do łapania za ogon. Na szczęście Coben umie pisać i oboje wykazali się dużą uważnością w konstruowaniu fabuły, bo rzeczywiście wydaje się, że wszystkiego w tym za dużo, ale nie ma poczucia, że coś się nie „spina”. Za to wielkim minusem jest pewna stereotypowość pomysłów. Uwaga, będzie spoiler! Powiedzmy, że w powieści pojawi się rosyjski oligarcha i ten oligarcha ma pieniędzy jak lodu i posiadłość o wątpliwej wartości estetycznej, za to o wielkim poziomie kiczu. A w posiadłości jest chroniony pokój, gdzie na ścianie wisi znany obraz… Co wisi? Pierwsza myśl? Mona Lisa! No oczywiście, że ona. Chociaż ja przez chwilę myślałam, że Salvator Mundi, ale przeceniłam pomysłowość autorów. I znowu, po co jest później wykład o tym, jak to tworzono kopie po słynnej kradzieży obrazu z Luwru. Do powieści nie wnosi to niczego. Tak, pokazuje, że autorzy odrobili lekcję i doczytali, ale sensu w takich fragmentach mało.
Do tego ta „medyczność” thrillera jest jakaś taka rozmyta, bo kilka innych wątków okazuje się równie ciekawych, o ile nie ciekawszych. Gdyby mnie ktoś pytał, to to jest thriller, kropka. Fakt, że bohaterka pojawia się w sali operacyjnej to po prostu pomysł na fabułę, ale wcale nie medyczne kwestie budzą tu największe ciarki przy czytaniu. Fakt, że operacji, kroplówek, anestezjologów i maseczek chirurgicznych będzie sporo, ale raczej jako rekwizytów niezbędnych do opowiedzenia całej historii.

Czy, biorąc pod uwagę wszystko, co napisałam do tej pory, uważam, że w ogóle warto sięgać po „Zanim powiesz żegnaj”? Warto. Po pierwsze to nie odkrywczy ani na pewno nie mistrzowski thriller, ale jednak ma potencjał wciągnięcia czytelnika i zapewnienia kilku godzin miłego relaksu przy czytaniu. Po drugie ja się dobrze bawiłam, próbując zgadnąć, które wątki wymyślił Coben, a które Witherspoon. Po trzecie – dla miłośników Cobena – świetne jest wyłapywanie różnic w stylu i sposobie pisania między jego samodzielnymi powieściami, a tą, pisaną w duecie. A wydaje mi się, że jednak kilka jest. A po czwarte jest kilka wątków w tej powieści, które miały spory potencjał i możliwe, że dało się z nich wycisnąć więcej, ale i w takiej formie były naprawdę nieźle napisane (jedną z nich jest dość niesamowite wykorzystanie technologii i sztucznej inteligencji, ale więcej nie napiszę, żeby Wam nie psuć zaskoczenia).
I teraz jeszcze mała ciekawostka. Ponieważ dość niecierpliwie czekałam na ten tytuł, to zdecydowałam się na słuchanie go jako audiobooka po angielsku (bo tak był najszybciej dostępny). Nagranie przygotowano jako „full cast”, czyli nie czyta go jeden lektor, tylko kilka osób, „z podziałem na role”. Jako główna bohaterka udział wzięła sama Reese Witherspoon. I napiszę Wam, że miało to spory wpływ, bo Reese ma charakterystyczny głos i manierę mówienia/czytania też. A to skutkowało tym, że Maggie McCabe ma twarz Witherspoon i jej niezbyt imponującą posturę. A że Witherspoon w mojej wyobraźni najczęściej wygląda jak w scenach z „Legalnej blondynki”. Oj, uwierzcie, że niektóre sceny, dramatyczne, czytane z emocjami, a ja chichoczę prawie w głos, bo widzę w nich… Elle Woods.
Aga
Powyższy tekst nie jest efektem współpracy reklamowej. Jest opinią własną, subiektywną i żaden przelew nie miał na nią wpływu.
Grafiki używane w tym wpisie powstały przy pomocy narzędzi AI.
