Kilka dni temu, z czystej ciekawości (tak, tak, wiem, pierwszy stopień do piekła, ale jeśli w tym piekle jest biblioteka, to ja nie mam nic przeciwko czeluściom), zapytałam Was o to, w jakich językach czytacie. Odpowiedzi mnie nie zaskoczyły, bo pojawił się oczywiście polski, angielski, niemiecki, włoski, ale nikt nie napisał mi, że czyta po arabsku czy chińsku, bo tu poczułabym się mocno zaintrygowana, co go w takie językowe sfery zagnało. Ale za to pojawiło się kilka odpowiedzi, które nieco dały mi do myślenia.

Otóż kilka osób napisało, że czyta tylko po polsku, chociaż niby jakiś język obcy zna i posługuje się nim jako tako, ale książki nigdy w życiu nie ośmieliłoby się przeczytać, bo nie da rady. A mnie się od razu ciśnie na usta głośne: „A próbowałaś? Próbowałeś? Czy to tylko takie głęboko zakorzenione przeświadczenie, ale może dalekie od prawdy?”.

To dzisiaj mam dla Was bardzo subiektywny, autorski, oparty o własne doświadczenia i nieco za długi poradnik, jak zacząć swoją przygodę z książkami w językach obcych.

Nie musisz rozwijać słownictwa, nie musisz analizować struktur gramatycznych. Masz się dobrze bawić!

Założenie jest takie, że znasz język. Nie musisz go znać perfekcyjnie, nie musisz być na takim poziomie, że wygłosisz prelekcję na konferencji naukowej. Zakładamy, że czytasz newsy w mediach społecznościowych i wiesz, że chodzi o to, że ktoś kogoś za bardzo przytulał na koncercie znanego zespołu i zrozumiesz, na jakim stanowisku przytulający pracował. Zakładamy, że oglądasz seriale po angielsku czy w innym języku i nawet jeśli masz włączone polskie napisy, to całe długie fragmenty rozumiesz i te napisy są w sumie bardziej asekuracyjnie.

Jeżeli tak jest, to zapewniam, że możesz spokojnie rozważyć sięgnięcie po książkę, tylko zbuduj odpowiednie nastawienie i przestań myśleć „szkolno-edukacyjnymi” stereotypami.

Na początek coś bardzo prostego?

Najczęściej znajdziesz sugestie, że najlepsze są uproszczone wersje  znanych powieści. Jakiś „Frankenstein” upchnięty na 80 stronach, któraś część z serii o Sherlocku Holmesie wydana dwujęzycznie na poziomie B1 angielskiego, znana baśń przepisana na nowo z językiem jak dla drugiej klasy gimnazjum. Moim zdaniem? Ani mi się ważcie po to sięgać! Dlaczego? Bo po pierwsze nikt mnie nie przekona, że zakocha się w skróconej, uproszczonej i pozbawionej wszystkich smaczków powieści Conan Doyle’a. A po drugie – proste wcale nie znaczy, że Wam to sprawi przyjemność ani że da satysfakcję z przeczytania całości. W sumie mogłabym się założyć o lody czekoladowe, że poczujecie nudę, będziecie czytać z przymusu i po zamknięciu książki (o ile do końca dotrzecie) nie pomyślicie z entuzjazmem: „Ok, chcę jeszcze! Dawać mi tu kolejny tytuł!”. Raczej poczujecie ulgę, że dobrnęliście do końca.

Zatem co wybrać jako pierwszą książkę?

Kiedy ja dochodzę do etapu, że oto wydaje mi się, że znam język na tyle, żeby rozważać pierwszą książkę do czytania, to sięgam albo po coś, co doskonale znam po polsku i uwielbiam pasjami, czyli czytam w języku obcym coś, co czytałam już we własnym. Tak było z moim włoskim – moja książka „na dzień dobry”, to był pierwszy tom Harry’ego Pottera, który czytałam już wcześniej i po polsku, i po angielsku. Albo sięgam po książkę autora lub autorki, których znam i wiem, że piszą wciągająco i dobrze, ale nie przesadzają z poziomem języka. Takie wybory zapewnią Wam komfort i poczucie radosnego oczekiwania na przeczytanie czegoś dobrego w nowym języku. Ja do końca życia nie zapomnę swojego chichotu, ledwie tłumionego, kiedy okazywało się, że znane zdania z Pottera po włosku brzmią tak… radośnie i  śmiesznie. Świetne uczucie.

Pamiętaj, że używane słownictwo i sposób pisania mają znaczenie.

Nawet jeśli kochasz siostry Brontë i masz sześć razy przeczytane „Wichrowe wzgórza”, to to nie jest dobry wybór na początek. Język z końcówki XIX wieku pokona nawet bardzo wprawnego czytelnika. Książka sci-fi, gdzie autor ma wiedzę potężną i dzieli się nią nieumiarkowanie, używając słów powszechnie uznawanych za naukowe, też cię przerośnie. Tu nie chodzi o ambicjonalne udowadnianie, że jesteś w stanie przez jakąś powieść przebrnąć (na takie podejście przyjdzie czas za kilka lat, obiecuję). Tu chodzi o czystą przyjemność czytania. Dlatego dobrym i bezpiecznym podejściem jest wybranie czegoś, co jest napisane współczesnym  żywym, codziennym językiem, ze sporą ilością dialogów. Wbrew pozorom popularne kryminały, thrillery i romanse są genialnym wyborem. Sięgnij po to, co naprawdę sprawi ci przyjemność jako opowieść.

Przestań myśleć o czytaniu w języku obcym jako o edukacji.

Nie jesteś w szkole, nikt nie zrobi ci kartkówki z zapamiętanego słownictwa. W ogóle przestań myśleć o słówkach, strukturach gramatycznych, szyku zdania i, jak już całkiem zwariujesz, to o interpunkcji. Nie rób notatek. Nie sprawdzaj dokładnego tłumaczenia słówka, jeśli domyślasz się jego znaczenia z kontekstu. Jeśli coś cię zainteresuje, bo masz jakiś zwrot, który wydaje się genialnym, soczystym przekleństwem, to zaznacz sobie karteczką indeksującą, ale nie sięgaj po telefon, nie tłumacz, nie wybijaj się z rytmu. Czytaj tak samo naturalnie jak po polsku. Tu raczej nie sprawdzasz, jakim przypadkiem rządzi dany czasownik i co znaczą „imponderabilia”. Wróć sobie do tych zaznaczonych zwrotów później.

Pokutuje w naszych głowach przekonanie, że czytanie po angielsku, czesku, arabsku ma nam rozwijać słownictwo i podnosić nasz poziom znajomości języka i mamy do tego aktywnie dążyć. Inne myślenie nie ma racji bytu… Tylko, że to przeczy podejściu do czytania z przyjemnością i radością. Czytaj dla czytania. A słownictwo i tak będzie się rozwijać, gwarantuję.

A jeżeli rzeczywiście chcesz rozwijać słownictwo i uznajesz, że do tego najlepsza będzie jakaś powieść, to ok, powiedz sobie to głośno, kup zeszyt do słówek i zwrotów, przechodź przez tekst akapit po akapicie, tłumacz, zapisuj, notuj, ale to nie będzie czytanie, to będzie nauka. Owszem, przydatna i rozwijająca, ale nauka. Popieram takie podejście, ale wcale nie musisz tego robić z powieściami. Ja do tego używam artykułów z prasy codziennej w danym języku, jakie są do znalezienia w sieci. Nawet sobie drukuję te teksty, na nich podkreślam, tłumaczę, zapisuję przykłady użycia słówek. Mało tego, wiele stron ma ten sam tekst w kilku językach i ja często wykorzystuję ten sam artykuł w dwóch wersjach, żeby mieć słówka i zwroty od razu podwójnie. Dzięki takiemu podejściu będziesz mieć okazję poczytać o wyścigach Formuły 1, wykorzystaniu AI do rekonstrukcji starożytnych tekstów greckich i rzymskich, podróżniku, który traktował podróże jako lek na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i wiele, wiele innych. Pomyśl, jak się wtedy poszerza słownictwo! Naprawdę nie potrzebujesz do tego powieści. Nie psuj sobie nauką przyjemności ich czytania.

Będziesz czytać wolniej, ale co z tego?

Tak, w języku obcym będziesz czytać wolniej. Szczególnie na początku tempo będzie inne niż po polsku. Ale co z tego? Zapewniam, że tak będzie przy pierwszym tytule, może przy czwartym, ale w którymś momencie zdasz sobie sprawę, że tempo czytania bardzo rośnie. A im bardziej wciągająca książka, tym szybciej będziesz ją pochłaniać. Ale nie pozwól, żeby ta świadomość, że nie będzie tak szybko jak po polsku, miała wpływ na wybór tytułu – nie wybieraj krótkich książek ze strachu! Wybieraj wciągające! Cegła? Długa? Ponad 600 stron? I co z tego, że zajmie ci dłużej, ale będziesz się dobrze bawić. Nie bój się grubych książek. Bój się nudnych.

Masz możliwość czytania na głos? To czytaj!

Jeżeli czytasz bez świadków, nikt cię nie usłyszy, to czytaj na głos – nawet jedną stronę, nawet dwa akapity. Baw się! Zmieniaj akcenty, udawaj emocje, przesadzaj we wszystkim. I nie przejmuj się, czy na pewno dobrze wymawiasz słowo, czy dobrze akcentujesz. Nie nagrywaj, nie oceniaj, nie czytaj innym na głos. Rób to dla siebie, ale głośno i wyraźnie. Dzięki temu później o wiele łatwiej będzie się „rozgadać” w danym języku.

A co z audiobookami, czy one są dobre na początek?

A to jest trudne pytanie, bo odpowiedź jest niejednoznaczna. Próba słuchania audiobooka jako pierwszego spotkania z powieścią w języku obcym pewnie spowoduje więcej frustracji i poczucia, że nie nadążasz, niż ci się wydaje. Pamiętaj, że audiobooki są nagrywane tak, żeby oddawały emocje, czyli będzie szybko, głośno, czasem z dziwnym akcentem, bo bohater jest z Irlandii i co z tego, że książka jest po angielsku, skoro tak wcale nie brzmi, a czasem bełkotliwie, bo bohaterka się upiła. Czyli odradzam z całego serca, ale…

Ale za to zachęcam do innego podejścia – sięgnij po książkę lub ebooka oraz audiobooka jednocześnie. Otwórz książkę, śledź tekst i jednocześnie słuchaj nagrania. Dzięki temu osłuchujesz się z językiem, czego nie zrozumiesz z nagrania, to zobaczysz na papierze lub czytniku. Ja tak podchodzę do bardzo współczesnych, często młodzieżowych powieści po włosku. Przy ich bardzo ekspresyjnym i szybkim sposobie mówienia pewne powieści są dla mnie w wersji audio mega trudne do zrozumienia, nie zawsze nadążam. Wtedy pomaga czytanie i słuchanie jednocześnie.

Jak szybko ocenić książkę, czy będzie dobra jako jedna z pierwszych?

To taka ostatnia rada, ale na pewno przydatna. Jeśli chcesz wybrać sobie jaką powieść na początek i wydaje się interesująca, ale nie znasz autora lub autorki i sposobu pisania, to przeprowadź test dwóch akapitów. Jeśli jesteś w księgarni to proste – otwórz książkę na przypadkowej stronie i przeczytaj jeden akapit. Potem w innym miejscu przeczytaj kolejny akapit. Rozumiesz sens tego, co czytasz? Jest jedno, może dwa niezrozumiałe słowa, ale nie całe zdania? To znaczy, że jest ok. Dasz radę, to będzie dobry wybór. Przy kupowaniu ebooków lub książek on-line, też da się to zrobić, bo zazwyczaj jest szansa na przeczytanie jakiegoś fragmentu powieści jako zachęty na stronie autora, wydawcy lub sprzedawcy, wystarczy poszukać.

A na koniec napiszę Wam to, co chyba najważniejsze. Jeśli chcesz czytać w języku obcym, to czytaj! Nie przejmuj się, że czytasz wolno. Nie oceniaj siebie i tego, ilu słówek nie rozumiesz, o ile rozumiesz sens całości. Nie pozwalaj innym powiedzieć ci, że czytasz coś mało wartościowego, bo to „tylko romans” albo „tylko jakiś kryminał”. I co z tego? Dobrze się bawisz? Czujesz dumę, że czytasz nie po polsku? Chcesz jeszcze? To jest najważniejsze.

Aga

Jeśli doceniasz to, co robimy i chcesz pomóc nam tworzyć więcej takich treści, postaw nam wirtualną kawę.

To drobny gest, który daje nam wielką motywację. Dzięki!

Co o tym sądzisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 komentarz
  • Jadzia
    1 sierpnia, 2025

    Kiedyś przeczytałam (a może usłyszałam) poradę, że najlepiej zacząć od kryminału w języku obcym, bo właśnie wciąga, więc sama tak zaczęłam (od książki Agathy Christie, którą znałam po polsku). Jak ktoś lubi kryminały, to ma to sens. 🙂
    Obecnie czytam książki Ellis Peters, również autorki kryminałów, która tworzyła w tym czasie co Christie. Sprawdzam słówka, głównie te przy opisie miejsca zbrodni, żeby nie uronić żadnego szczegółu. Przy czym dla mnie to przy okazji jest przyjemność rozwiązywania zagadki.
    I przyłączam się do apelu, żeby próbować i nie zniechęcać się. 🙂

    • intensywni
      1 sierpnia, 2025

      To się wpisuje w ten pomysł, że to ma być coś wciągającego, bo jeśli kryminał jest dobry, to na bank będzie się chciało czytać kolejny rozdział.
      A ja sama na początku przygody z włoskim czytałam pasjami Johna Grishama, czyli dokładnie ten sam „książkowy kierunek” i też pamiętam własne zdziwienie, że chwilami zapominałam, że to nie polski czy angielski, bo czułam się tak zaintrygowana historią.
      I tak, próbujmy, nie zniechęcajmy się i na pewno nie podchodźmy do tego ambicjonalnie (bo jednak przygody z angielskim nikt od Szekspira nie zaczyna, ale może zacząć od królowej kryminału, bo to ma znacznie większy potencjał przynoszenia radości i przyjemności).